Do końca tygodnia nie wychodziłam z domu. Po raz kolejny dałam pokaz swoich umiejętności aktorskich, symulując przed rodzicami chorobę, dzięki której mogłam odpuścić sobie trzy dni chodzenia do szkoły. Byłam coraz lepsza w kłamaniu; przychodziło mi to z coraz to większą łatwością. No cóż, uczyłam się od najlepszych w tej dziedzinie.
Nie byłam w stanie zliczyć tego, ile razy Luke próbował się ze mną skontaktować w przeciągu ostatnich dni, oraz ile wiadomości mi przysłał. Ignorowałam je, ponieważ potrzebowałam czasu. Poznałam całą prawdę, która okazała się być bardziej bolesna niż się tego spodziewałam. Było mi cholernie przykro przez to, że byłam okłamywana przez tak długi czas. Mimo to, żałowałam słów, które padły z moich ust podczas tamtej rozmowy. Wszystkie zebrane wtedy we mnie emocje, eksplodowały, powodując, że nie kontrolowałam tego co mówiłam. Oczywiście nie zaprzeczam temu, że byłam i wciąż jestem potwornie na niego wściekła, ale wiedziałam, że nie dam sobie bez niego rady i czy tego chcę czy nie chcę, on nie może tak po prostu zniknąć z mojego życia. Nie wiem nawet czy naprawdę chciałabym, by to się stało.
Leżałam na łóżku, czytając książkę i próbując się uspokoić. Czytanie zawsze dawało mi ukojenie, więc w tym wypadku było naprawdę dobrym pomysłem. Znajdujący się obok mnie telefon bezustannie wibrował, z sekundy na sekundę denerwując mnie coraz bardziej. Na wyświetlaczu ciągle pojawiał się jeden numer, a ja za każdym razem odrzucałam połączenie, nie czując się gotowa na rozmowę z nim.
W końcu za dziewiątym razem odebrałam. Nie wytrzymałam.
- Przestaniesz w końcu do mnie dzwonić?! – wrzasnęłam, odkładając na bok książkę, którą wcześniej czytałam.
- Nareszcie odebrałaś, dzięki Bogu – odetchnął z ulgą.
Brakowało mi jego głosu. Tego wkurzającego, zdradliwego, dobijającego mnie, głębokiego, męskiego głosu.
- Dzwoniłeś ze sto razy – powiedziałam.
- Myślałem, że coś się stało – odparł zmartwionym głosem.
- To źle myślałeś – prychnęłam.
- Otwórz okno.
- Co? – zdziwiłam się, nie wiedząc o co mu chodziło.
- Stoję pod twoim domem, wpuść mnie – wyjaśnił, na co ja momentalnie zerwałam się z łóżka, po czym podbiegłam do okna i odsunęłam zasłonkę. Kiedy wyjrzałam, od razu dostrzegłam stojącego i machającego do mnie Luke’a. Pomimo tego, że był już późny wieczór, widziałam go doskonale.
- Nie – odparłam, wycofując się, by mnie nie widział.
- Emi… - powiedział prosząco.
- Ugh – warknęłam, po czym ponownie wyjrzałam przez okno, następnie otwierając je i wychylając się nieco. – Idź stąd, Luke – powiedziałam, jednak musiałam kontrolować ton swojego głosu, by rodzice przypadkiem niczego nie usłyszeli.
Hemmings jak zwykle zignorował moją prośbę. Wspiął się na rosnące tuż przy moim oknie drzewo i po chwili znajdował się już blisko mnie, czekając aż się odsunę i wpuszczę go do środka.
- No cześć – powiedział, uśmiechając się.
- Jesteś jakąś małpą, czy co? – spytałam, zastanawiając się jakim cudem tak szybko udało mu się tutaj wspiąć.
- Wpuścisz mnie w końcu do środka?
- Właź – westchnęłam, wiedząc, że i tak nie uda mi się go pozbyć. Postanowiłam więc pozwolić mu wejść. Zamierzałam wysłuchać tego co ma do powiedzenia. Chciałam by załatwił to wszystko tak szybko jak się dało.
- Dzięki – odparł, kiedy był już w moim pokoju. – Dawno tu nie byłem – stwierdził, rozglądając się po pomieszczeniu. Wywróciłam jedynie oczami, podchodząc do łóżka i siadając na nim.
- Mów co masz do powiedzenia i spadaj – powiedziałam, groźnie na niego patrząc. On natomiast podszedł i zajął miejsce obok mnie. Czułam, że usiadł zbyt blisko, dlatego też szybko się odsunęłam, nie pozwalając mu na to, by dalej naruszał moją osobistą przestrzeń.
- Ciebie też miło widzieć – odpowiedział sarkastycznie.
- Do rzeczy – ponagliłam go.
- Chciałem po prostu przeprosić, powinienem powiedzieć ci o wszystkim zaraz na samym początku, ale no cóż, spieprzyłem to – zaczął. – Poza tym, zastanawiałem się czy wszystko u ciebie w porządku – dodał.
- Tak, wszystko świetnie, dzięki, że pytasz – odparłam. – Przeszkodziłeś mi w czytaniu książki.
- Ale to nie wszystko co chciałem powiedzieć, Emilie – zignorował moją kąśliwą uwagę. Poza tym użył mojego pełnego imienia, co oznaczało, że coś jednak było na rzeczy. Obawiałam się, że było to coś naprawdę nieprzyjemnego.
- Coś się stało? – spytałam, zaczynając coraz bardziej się martwić.
- Nie – zaprzeczył. – To znaczy, jeszcze nie.
- Nie rozumiem – powiedziałam, nie wiedząc co miał na myśli.
- Posłuchaj – zaczął, ale natychmiast przerwał, kiedy oboje usłyszeliśmy kroki dochodzące zza drzwi.
- Emilie! – usłyszałam głos mojej mamy, która wchodziła właśnie po schodach.
- O nie – zaczęłam panikować. – Ona nie może cię tu zobaczyć!
- Przecież masz zamknięte drzwi, nie wejdzie tutaj – odparł ze spokojem Luke.
- Nie są zamknięte, a mama zawsze wchodzi tu bez pukania! – odpowiedziałam, wstając szybko z łóżka i nie wiedząc co robić. Miałam przechlapane.
- Cholera – zaklął Hemmings, również wstając z miejsca.
Zaczęłam szybko rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu miejsca, w którym Luke mógłby się schować na kilka minut.
- Właź do środka, szybko – nakazałam, popychając go w kierunku stojącej w rogu szafy.
- Oszalałaś?! Nie… - krzyknął, ale szybko zakryłam mu usta dłonią.
- Emilie? Jesteś z kimś? Słyszałam jakieś głosy – powiedziała mama, która dosłownie sekundę później weszła do pokoju. Na szczęście Luke zdążył w porę się schować.
Odskoczyłam szybko od szafy, próbując uspokoić przyspieszony oddech i serce, które z nerwów biło jak szalone. Zachowywanie się normalnie i naturalnie w tamtej chwili, było czymś nieosiągalnym. Jeśli mama go zobaczy, jestem skończona.
- Nie, rozmawiałam przez telefon z Natalie – zaczęłam się usprawiedliwiać.
- Już lepiej się czujesz? – spytała, siadając na łóżku.
No świetnie, akurat teraz przyszła porozmawiać. Wybrała na to chyba najmniej odpowiedni moment.
- Trochę lepiej – odparłam, po czym zakaszlałam kilka razy, by brzmieć wiarygodnie.
- Powinniśmy iść do lekarza, kochanie, nie wyglądasz dobrze – stwierdziła, przykładając dłoń do mojego czoła i sprawdzając, czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Nie trzeba, wyzdrowieję – odpowiedziałam, kładąc się na łóżku i udając zmęczoną.
- Prześpij się, to na pewno dobrze ci zrobi – poradziła mi mama.
- Dobrze – skinęłam głową, po czym przykryłam się kołdrą po sam czubek nosa i przymknęłam powieki.
- Kolacja będzie gotowa za godzinę. Jeśli poczujesz się lepiej to zejdź na dół – powiedziała, po czym powoli wyszła z mojego pokoju, będąc przekonana, że właśnie zasypiam. Czułam się okropnie gdy kłamałam jej prosto w twarz, ale niestety nie miałam innego wyboru.
Kiedy zamknęła drzwi, wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i od razu przekręciłam kluczyk w zamku, nie chcąc, by ponownie ktoś złożył mi niezapowiedzianą wizytę. Następnie podbiegłam do szafy i szybko otworzyłam drzwi.
- Nigdy więcej nie zamierzam wchodzić do czyjeś szafy – powiedział Luke, wychodząc ze środka. Wokół jego szyi zawinął się jeden z moich szalików, przez co wyglądał naprawdę komicznie.
- Do twarzy ci w fiolecie – zaczęłam się śmiać, na co on jedynie prychnął, ściągając z siebie szalik.
- Ciebie to śmieszy, a ja prawie się tam udusiłem – mówił, udając obrażonego.
- Nie dramatyzuj – odparłam.
- A więc udajesz chorą, żeby nie chodzić do szkoły? – spytał, zmieniając temat. Oboje ponownie usiedliśmy na łóżku.
- Skąd taki pomysł? – udałam, że nie wiem o czym mówił.
- Szafa nie jest zrobiona z dźwiękoszczelnego drewna, Emi, wszystko słyszałem – wyjaśnił. – Ładnie to tak kłamać?
- To nie ja w tym towarzystwie jestem mistrzem kłamania.
- A ty znów to samo – westchnął. – Możemy po prostu o tym zapomnieć?
- Nie – pokręciłam głową. – Udawałeś przyjaciela, a ja ci wierzyłam.
- Mówiłem ci, że tylko na początku – usprawiedliwił się.
- To nie ma znaczenia.
- Właśnie, że ma.
- Nie ma.
- Ma.
- Nie ma! – krzyknęłam, chwilę później zakrywając usta dłonią. Miałam nadzieję, że rodzice tego nie usłyszeli.
- Potrafisz być strasznie denerwująca, wiesz o tym? – spojrzał na mnie. – I w dodatku uparta, ciekawska…
- To ten moment, w którym nawzajem mówimy sobie swoje wady? – spytałam, rozdrażniona. Nie odpowiedział, więc uznałam to za potwierdzenie. – Ok, więc to ty tutaj jesteś uparty, nie ja. W dodatku jesteś zawodowym kłamcą, oszustem i nie umiesz matmy.
Słysząc moje ostatnie słowa, Luke zaczął się śmiać.
- To wszystko? – spytał.
- Jesteś jeszcze strasznie wkurzający – odpowiedziałam.
- A ty naprawdę miła.
- Dupek – powiedziałam cicho sama do siebie, ale wiedziałam, że i tak to słyszał, bo pokręcił jedynie głową.
- Jeśli skończyłaś już mnie obrażać, to skup się i posłuchaj – zaczął, przysuwając się nieco bliżej mnie, a ja jedynie spojrzałam na niego pytająco, dając mu sygnał, by kontynuował. – Mamy problem – powiedział.
Słysząc jego słowa, przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie. Po całym ciele przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Obawiałam się tego, co miał mi powiedzieć. Miałam już dość złych wieści.
- O co chodzi? – spytałam, czując, że mój głos zaczyna drżeć.
- Calum ostatnio śledził Michaela – zaczął. – Udało mu się podsłuchać kawałek rozmowy telefonicznej.
- Z kim była ta rozmowa? – dopytywałam.
- Tego nie jestem pewien, ale chyba mam pewne przypuszczenia.
- Z nim? – podkreśliłam swoją wypowiedź, robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Zakładam, że tak, ale to w tej chwili nie jest aż tak bardzo istotne – mówił. Widziałam, że był poddenerwowany, co musiało oznaczać, że sprawa była dość poważna. – Calum nie jest pewien dokładnie o co chodzi, ale po tym co usłyszał, wydaje mu się, że mają jakiś plan. Obawiam się, że szykują coś dużego i jestem pewien, że nie będzie to nic przyjemnego. Znam ich i wiem, do czego są zdolni.
Słuchałam uważnie tego co mówił, próbując zapamiętać każde słowo. Wszystko to brzmiało naprawdę poważnie i byłam pełna obaw, co wydarzy się w przeciągu następnych tygodni.
- Skąd ich znasz? – spytałam.
- To długa historia, kiedyś może ci ją opowiem – wyraźnie zaakcentował słowo „może”, co oznaczało, że prawdopodobnie nigdy mi tego nie zdradzi.
- Chcę tylko wiedzieć kim jest ten człowiek, który mnie wtedy porwał i dlaczego tak bardzo zależy mu na tym, żeby się mnie pozbyć. Nie wydaje mi się, że chodzi tylko o to, że boi się, że wygadam wszystko policji.
Luke podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Miał naprawdę poważną minę. Cały jego dobry humor nagle gdzieś zniknął.
- Ashton zrobi wszystko, by skrzywdzić ludzi, na których mi zależy – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia.
- Ashton? – spytałam zdzwiona, na co Hemmings skinął od razu głową.
- Tak nazywa się człowiek, który pragnie twojej śmierci.
_______________________
A S H T O N, zgadliście.
biedna Emily została przez wa tak bardzo "zhejtowana" z poprzednim rozdziale. mam nadzieję, że kiedyś ją polubicie jednak, chociaż wiem, że jest denerwująca czasami, ale no cóż, taka właśnie jest jej postać, takie były moje założenia wobec niej.
skomentujcie jesli to czytacie
love ya x