Ostatnią lekcją jaką mieliśmy we wtorki była chemia. Z racji
tego, że był to jeden z moich ulubionych przedmiotów, czterdzieści pięć minut
zleciało mi wyjątkowo szybko. Spakowałam książki do torby, po czym razem z
Natalie wyszłyśmy z klasy, głośno się przy tym śmiejąc, ponieważ przyjaciółka
opowiedziała niemający żadnego sensu żart dotyczący pana Hendersona –
nauczyciela chemii.
- Nat, mogę mieć do ciebie prośbę? – spytałam, zatrzymując
się przy swojej szafce.
- No jasne, o co chodzi?
- Zaraz mam korepetycje z tym nowym i wyjdę ze szkoły dopiero
o piętnastej – wyjaśniłam. – Dałabyś
radę później po mnie przyjechać? – spojrzałam na nią z miną szczeniaczka, która
zawsze była w stanie przekonać ją do wszystkiego o co tylko prosiłam.
- Ok, nie ma problemu – odpowiedziała bez zastanawiania. – I
tak nie mam nic do roboty – wzruszyła ramionami.
- Dzięki – przytuliłam ją.
- Nie ma sprawy, a teraz już lecę. Powodzenia! – krzyknęła,
machając do mnie, po czym oddaliła się i pospiesznie opuściła budynek szkoły.
Wyjęłam z szafki wszystkie potrzebne materiały, które dzień
wcześniej dokładnie przygotowałam w domu. Zajęło mi to kilka godzin, ale
lubiłam to, więc nie żałowałam, że poszłam spać dopiero o drugiej w nocy.
Schowałam kartki do torby, zamknęłam ją i zaczęłam kierować się w stronę
znajdującej się na drugim piętrze szkolnej biblioteki. Pokonałam schody
powolnym tempem, ponieważ była dopiero trzynasta pięćdziesiąt, więc miałam
jeszcze całe dziesięć minut. Po drodze zatrzymałam się przy automacie z
jedzeniem, wrzuciłam monetę i po chwili wyciągnęłam z niej ulubionego,
czekoladowego batonika. Otworzyłam opakowanie i zaczęłam jeść. Gdy dotarłam na
miejsce, wyrzuciłam pusty papierek do stojącego w rogu kosza na śmieci i
rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wolnego stolika. Weszłam
kawałek w głąb biblioteki i w końcu udało mi się znaleźć dwa wolne miejsca przy
niedużym biurku stojącym zaraz przy dziale z literaturą współczesną.
Rozsiadłam się wygodnie na krześle, wyjmując z torebki wszystkie przygotowane
rzeczy. Rozłożyłam je na stoliku, sprawdzając czy aby na pewno wszystko mam.
Jedyne co mi pozostało, to czekanie. Na zegarze wybiła czternasta, a Luke’a
wciąż nie było. Nie lubiłam
spóźnialstwa. Sama byłam bardzo punktualną osobą, która zawsze była na czas.
Jedną dłonią zaczęłam
wystukiwać jakiś nieznany mi rytm na blacie stolika a na drugiej podparłam
głowę. Dziesięć minut później zobaczyłam chłopaka biegnącego w moim kierunku.
Po drodze upuścił plecak, który miał zawieszony na lewym ramieniu, więc
zatrzymał się by go podnieść. Po chwili stał już przy mnie, dysząc ze zmęczenia
spowodowanego biegiem. Standardowo miał na sobie spodnie z dużymi dziurami na
kolanach. Zastanawiałam się, czy w zimę też je nosi, bo przecież na pewno jest
mu wtedy zimno. Jego włosy chyba nie znały pojęcia takiego jak grawitacja, gdyż w nienaruszonym stanie pozostawały uniesione ku górze i żaden, nawet pojedynczy kosmyk nie opadał na jego czoło. Na czarną koszulkę narzuconą miał granatową koszulę w kratkę.
Nie wiem dlaczego, ale bardzo podobał mi się jego styl. Był taki prosty, a
jednocześnie inny, wyróżniający się.
- Dziesięć minut spóźnienia – odezwałam się, wskazując głową
na wiszący na ścianie zegar.
- Wybacz, musiałem… - zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się nad czymś. – Musiałem coś załatwić – dodał, po czym przysiadł się do stolika.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Podczas gdy ja szukałam odpowiedniej kartki w
stercie papierów, którą wcześniej rozłożyłam, on uparcie poszukiwał czegoś w
swoim czarnym plecaku.
- Oddaję długopis – podał
mi przedmiot.
Szczerze mówiąc zupełnie o tym zapomniałam. Nie musiał mi go zwracać, pomimo tego, że go o to poprosiłam. I tak już zaczęłam pisać innym.
- Możesz go zatrzymać jeśli chcesz – powiedziałam, wzruszając ramionami. Chłopak
spojrzał na mnie, a kiedy widział, że kiwnęłam głową, schował długopis z
powrotem do plecaka.
- Dobra, możemy zaczynać – chwyciłam kartkę, której szukałam i spojrzałam
na nią. – Powiedz mi jakie zadania sprawiają ci największą trudność? –
spytałam, przenosząc wzrok na niego.
- Wszystkie – zaśmiał
się.
- Świetnie, czyli zapowiadają się długie tygodnie pracy – pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. – Zacznijmy więc od najprostszych rzeczy – podałam mu kawałek papieru, na którym
zapisane były przeróżne równania, które ja mogłabym rozwiązać w kilka sekund.
Luke spojrzał na kartkę, po czym wyjął z plecaka swój
zeszyt, który swoją drogą wciąż był czysty. Wziął w dłoń mój długopis i zaczął
przepisywać przykład. Jego pismo nie należało do najładniejszych, ale starałam
się nie zwracać na to uwagi.
- Teraz musisz wziąć ten „x” i przenieść go na drugą stronę –
wskazałam palcem w odpowiednim miejscu.
- Dlaczego? – spytał.
- Wiesz, że takich rzeczy uczą już w podstawówce? Nie wiem
czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale my jesteśmy w ostatniej klasie liceum – nie wiedziałam czy żartował zadając mi to
pytanie, czy po prostu specjalnie udawał głupiego.
- W życiu są ważniejsze sprawy od matmy – mruknął sam do siebie, jednak mogłam go usłyszeć.
Nie zwracając uwagi na to, co powiedział, zaczęłam dokładnie
wyjaśniać mu wszystko zaczynając od podstaw, których najwyraźniej nie znał. Czułam
na sobie jego wzrok, ale starałam się nie patrzeć mu w oczy, nie odrywając spojrzenia
od liczb zapisanych na kartkach. Nie było to łatwe i z trudem udało mi się z
tym uporać.
Luke postępował dokładnie tak jak mu kazałam, wciąż nie będąc pewnym, czy to co
pisze jest dobrze. Zapisywał liczby aż w końcu się zatrzymał.
- Ok, co mam zrobić teraz? – wskazał długopisem na kartkę.
Nachyliłam się bliżej, by móc zobaczyć, czego dokładnie nie rozumie i co
sprawia mu problem.
- Teraz musisz pomnożyć to wszystko obustronnie przez
cztery, żeby pozbyć się tej czwórki stojącej przy „x” – wytłumaczyłam, a on patrzył na mnie
prawdopodobnie z udawanym zainteresowaniem. – A trzydzieści dzielone na cztery
to ile? – spytałam, a on zaczął liczyć w myślach, szepcząc sam do siebie
niezrozumiałe dla mnie słowa.
- Siedem i pół? – w końcu po chwili zastanawiania
powiedział, choć bardziej przypominało to pytanie niż zdanie oznajmujące.
- Tak jest – skinęłam
głową.
Postąpił zgodnie w moimi wskazówkami i po około dwóch
minutach skończył przykład, podsuwając kartkę z rozwiązaniem w moją stronę, bym
sprawdziła czy zrobił je dobrze. Spojrzałam na wynik zapisany w odpowiedziach.
Wszystko się zgadzało.
- Widzisz, to wcale nie takie trudne – powiedziałam, uśmiechając się do niego i
szukając nieco trudniejszego zadania.
- Może dla ciebie –
prychnął, zakładając ręce za głowę i głęboko wzdychając.
Nim spostrzegłam na zegarze wybiła godzina piętnasta, a to
oznaczało koniec lekcji na dziś. Mogę powiedzieć, że nie było wcale tak źle,
jak się tego spodziewałam. Luke powoli zaczął rozumieć te najłatwiejsze
przykłady, więc cieszyłam się, że to tylko i wyłącznie moja zasługa.
Trudniejsze zadania postanowiłam zostawić na kolejne spotkania, ponieważ nie
chciałam zarzucać go ogromem całego materiału już na pierwszej „lekcji”.
Musiałam uzbroić się w cierpliwość i czekać na efekty, które przecież nie
nadejdą od razu.
- To tyle na dziś –
mówiłam, zbierając kartki ze stolika i chowając je do torby. – To do zobaczenia
w czwartek! – zaczęłam powoli od niego odchodzić.
- Jutro mamy razem angielski – powiedział, powodując to, że się
zatrzymałam.
- Racja – odwróciłam
się w jego kierunku, kiwając głową.
Nastała chwila ciszy, którą postanowiłam przerwać. Strasznie
nie lubiłam milczenia.
- Masz zamiar tu siedzieć do jutra? Nie wracasz do domu? – spojrzałam na niego pytająco, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym poza nami,
znajdowała się jedynie siedząca przy swoim biurku bibliotekarka.
Hemmings mi nie odpowiedział. Schował zeszyt i mój długopis
do swojego plecaka, który chwilę później przerzucił przez lewe ramię. Wstał z
miejsca i stanął obok mnie.
- Idziesz? – tym razem to on zapytał, wskazując ręką na drzwi.
- Tak. – odparłam, po czym oboje zaczęliśmy iść w kierunku
wyjścia.
Wyjęłam telefon z kieszeni swoich jeansów, wybrałam numer do
Natalie i przyłożyłam urządzenie do ucha. Luke wciąż szedł obok mnie, pomimo
tego, że wyszliśmy już z biblioteki i teraz znajdowaliśmy się na korytarzu.
- Halo? – odebrała po kilku sekundach.
- Już możesz po mnie przyjechać.
- Ok, za chwilę wyjeżdżam. I jak było? – nie musiałam jej
widzieć, by być pewną tego, że właśnie się uśmiechnęła.
- Pogadamy później. Będę czekać pod szkołą. – powiedziałam
szybko, po czym rozłączyłam się, chowając komórkę.
Chcąc zabrać z szafki rzeczy, które wcześniej w niej
zostawiłam, odeszłam od Luke’a, po czym wstukałam kod dostępu i otworzyłam
drzwiczki, zza których po chwili wypadła mała karteczka złożona kilka razy.
- Coś ci upadło. – Hemmings odezwał się, zbliżając się do
mnie.
Nie zwracając na niego zbytniej uwagi, podniosłam papier z
ziemi i rozłożyłam go, będąc niesamowicie ciekawą co było napisane wewnątrz.
„Zawsze jestem o krok przed tobą. Miej oczy szeroko otwarte.”
Stanęłam w bezruchu, zakrywając jedną dłonią usta, by
przypadkiem nie wydobył się z nich krzyk. Czytałam treść wiadomości, a po całym
moim ciele zaczęły przechodzić mnie dreszcze.
- Coś nie tak? – Luke spytał, stając za mną i zerkając na kartkę znad mojej głowy.
Czym prędzej złożyłam ją, by chłopak nie mógł przeczytać zawartej
na niej treści.
- Nie – szybko pokręciłam głową, po czym zgniotłam kawałek
papieru trzymany w dłoni i wrzuciłam go do swojej torby. - Chodźmy stąd –
dodałam.
Kilka chwil później byliśmy już na zewnątrz. Stanęłam w
miejscu, gdzie miałam zostać odebrana przez Nat. O dziwo, Luke wciąż był obok
mnie. Nie patrzył na mnie, nie odzywał się. Za bardzo był zajęty pisaniem smsów
na swoim telefonie, który mocno ściskał w dłoni. Z jednej strony cieszyłam się,
że był w tamtej chwili ze mną. Czułam się bezpieczna, ponieważ w razie gdyby
coś złego, niespodziewanego miało się wydarzyć, chłopak prawdopodobnie stanąłby
w mojej obronie. Z drugiej strony czułam się nieco przytłoczona jego
obecnością. Nie znaliśmy się dobrze, więc nie mieliśmy o czym rozmawiać. W
końcu jednak postanowiłam przerwać dobijające mnie milczenie.
- Czekasz na kogoś? – spytałam.
- Tak – odarł,
chowając komórkę do kieszeni. – To znaczy, chciałem być miły i zostać tu z
tobą, dopóki ktoś po ciebie nie przyjedzie.
Od kiedy to faceci tacy jak on próbują być mili?
- Dzięki –
powiedziałam, posyłając mu lekki uśmiech.
- Chciałbym być tak dobry z matmy jak ty – odezwał się .
- Jeszcze kilka lekcji i będziesz, zobaczysz.
- Wątpię – zaśmiał
się. – Ale dzięki, że mi pomagasz, naprawdę – dodał.
- Nie ma sprawy.
Po chwili samochód Natalie znalazł się na parkingu.
Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam siedzącą za kierownicą przyjaciółkę.
Wyciągnęła mnie z tej całej niezręcznej sytuacji z Lukiem. Może kiedyś uda nam się poznać
bliżej i w końcu będziemy mieć o czym rozmawiać, bo aktualnie jedyne co o nim
wiedziałam to to, że nazywa się Luke Hemmings oraz, że przeniósł się do naszej
szkoły z West High. No i zapomniałam o tym, że przyjaźni się z Calumem Hoodem,
z którym jeszcze nie miałam okazji pogadać.
Podbiegłam do auta przyjaciółki i pospiesznie wsiadłam do
środka, trzaskając przy tym drzwiami. Zrobiłam to przypadkowo, ale i tak
Natalie spiorunowała mnie groźnym spojrzeniem, ponieważ jej samochód był nowy i nie
chciała by został w jakikolwiek sposób uszkodzony. Dziewczyna odpaliła silnik, wrzuciła bieg i
ruszyła do przodu.
- Opowiadaj jak było – mówiła, pozostając skupiona na drodze.
- Normalnie – wzruszyłam ramionami. – Zrobiliśmy sporo zadań
i Luke chyba zaczyna powoli to wszystko rozumieć, choć jest naprawdę ciężkim
przypadkiem i będę…
- Nie interesuje mnie to, chcę wiedzieć co robiliście poza
zadaniami! – przerwała mi. Typowa Nat.
- Nic? – odpowiedziałam pytaniem.
- No nie żartuj –
oburzyła się, kiwając głową ze zrezygnowaniem.
- Mieliśmy się uczyć i to właśnie robiliśmy. Poza tym Luke
wydaje się być miłym facetem –
powiedziałam, przypominając sobie jak czekał razem ze mną pod szkołą.
- Miłym? Serio? –
brunetka poruszyła zabawnie brwiami, śmiejąc się ze mnie. Czasem miałam dość
jej i tych jej komentarzy oraz prób zeswatania mnie z każdym chłopakiem, z
którym nawiązywałam rozmowę. Nawet jeśli było to zwykłe „cześć”.
Nie odpowiedziałam jej, nie chcąc kontynuować tej dyskusji.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, ponieważ nagle zrobiłam się głodna
i jedyne o czym marzyłam, to ciepły obiad ugotowany przez moją mamę, która swoją
drogą była naprawdę świetną kucharką.
- Mam ochotę na lody – Nat odezwała się, kiedy zatrzymała auto na
czerwonym świetle.
Też miałam ochotę. Już tak dawno nie wychodziłam nigdzie ze
swoją przyjaciółką. Coraz bardziej zaczęło mi brakować naszego wspólnego
spędzania czasu, włóczenia się po mieście, chodzenia po sklepach, picia kawy i
jedzenia słodkich ciastek. Niestety strach znów mnie ogarnął. Pomimo tego, że
minęły już dwa tygodnie od tamtego niefortunnego wypadku, nadal nie czułam się
w pełni bezpieczna, biorąc pod uwagę wiadomość, którą wcześniej znalazłam w
swojej szafce. Byłam wręcz pewna, że ktoś ciągle czyha na moje życie. Incydent,
który wydarzył się tamtego wieczoru, wciąż bezustannie był w moich myślach, ale z dnia na dzień próbowałam o
tym zapominać. Starałam się udawać, że to nigdy nie miało miejsca, że tamtego
dnia nigdy nie było, że był to tylko okropny koszmar, z którego jakimś cudem
udało mi się obudzić. Przyrzekłam sobie, że nigdy nikomu nie zdradzę tego
sekretu.
- Jestem zmęczona –
powiedziałam w końcu po chwili ciszy, podczas której podjęłam decyzję, że
lepszym wyjściem będzie zostanie w domu chociaż do końca tego tygodnia. Jeśli
nic złego się nie wydarzy, znów wrócę do normalnego życia i zacznę w końcu
ponownie być normalną osiemnastolatką, cieszącą się każdym dniem. – Innym razem
pójdziemy, ok?
- Ok – przytaknęła,
ale widziałam, że nieco posmutniała, gdyż jej usta wykrzywiły się w lekkim
grymasie. – Nie wiem co się z tobą dzieje ostatnio – spojrzała na mnie przez chwilę, po czym ponownie przeniosła wzrok na ulicę,
ponieważ światło zmieniło się na zielone. – Wszystko w porządku? Masz jakieś
problemy w domu? – dopytywała. – Wiesz, że możesz mi powiedzieć, spróbuję
pomóc.
- Jest ok, nie musisz się martwić, Nat – uspokoiłam ją. Czułam się źle, że ją
okłamałam, ale nie miałam innego wyjścia. Znałyśmy się od przedszkola, zawsze
byłyśmy całkowicie szczere ze sobą nawzajem. Niestety niektóre sytuacje wymagają trzymania
języka za zębami, zwłaszcza te, od których zależy twoje życie.
_______________________________________
znów mało się dzieje, wybaczcie. ale nie lubię wprowadzać akcji zaraz na samym początku. po prostu nie lubię i już, dlatego proszę bądźcie cierpliwi, nie będziecie żałować, tak sądzę, bo mam naprawdę DUŻO zaplanowane na późniejsze rozdziały.
Emilie nie jest kujonem :D no może trochę, ale taka właśnie miała byc jej postać, nie miejcie mi tego za złe.
jeżeli to przeczytacie to zostawcie komentarz, naprawdę proszę, to dla mnie ważne, a wam zajmie to kilka chwil.
następny rozdział za tydzień :)
ksfbcjdshxvbmc o kurde, od kogo jest ta karteczka??
OdpowiedzUsuńjuz sie nie moge doczekac nastepnego rozdzialu! xx
Myślałam, że Luke nie okaże zbytniej chęci do nauki :D Czekam na rozwój akcji ;)
OdpowiedzUsuń@esparquez
nie mam siły na porządny komentarz, ale czytam i wracam z uśmiechem za każdym powiadomieniem na tt : ) dziękuję!
OdpowiedzUsuńWidzę, że Luke też nie lubi matmy, możemy sb razem przybić piątkę. :-)
OdpowiedzUsuń