czwartek, 23 października 2014

Rozdział 7


Podczas kolejnego, wyjątkowo nudnego wieczoru, siedziałam na swoim łóżku z laptopem na kolanach. Przeglądałam wszystkie możliwe strony w Internecie i słuchałam ulubionych piosenek. Coraz bardziej miałam dość takiego życia. Przebywanie w domu dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, coraz bardziej zaczynało działać mi na nerwy. Podczas gdy inni normalni ludzie w moim wieku spędzali czas włócząc się po mieście, po parku czy po sklepach, ja siedziałam wpatrzona w ekran komputera. Natalie wydzwaniała do mnie, ale ignorowałam ją, nie chcąc musieć po raz kolejny wymyślać powodów, dla których nie mogłam się z nią spotkać. Za dnia wszystko było w porządku, czułam się bezpieczna, jednak wieczorami było inaczej. Od zawsze bałam się ciemności; przerażała mnie. Nigdy nie wiadomo kto czai się za rogiem, a znając moje szczęście zapewne byłby to morderca z piłą w ręku.
Zamknęłam klapę laptopa i leniwie podeszłam do okna, by zasunąć zasłonkę. Mój pokój znajdował się od strony ulicy, co oznaczało, że każdy przechodzący tamtędy mógł mnie podglądać. Przeciągnęłam się jeszcze, gdyż leżąc kilka godzin na łóżku, moje kończyny zdążyły już zdrętwieć. Odsłoniłam firankę, by wyjrzeć i zorientować się czy coś dzieje się na zewnątrz. Taksówka stojąca pod domem sąsiadów, jakiś starszy pan spacerujący ze swoim psem, postać ubrana na czarno, w kapturze na głowie patrzy prosto na mnie, na niebie widać księżyc i... Ponownie obróciłam głowę kawałek w lewo, uświadamiając sobie, że przed chwilą ktoś podejrzany znajdował się na mojej ulicy, prawdopodobnie nieustannie obserwując moje okno. Kiedy spojrzałam w miejsce, w którym stał, nie ujrzałam nikogo. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Zamarłam. Strach ogarnął całe moje ciało. Szybko zasunęłam zasłonkę i pobiegłam w stronę łóżka. Przykryłam się kołdrą po sam czubek nosa i leżałam, ciągle drżąc. W domu, poza mną nie było nikogo. Mama z tatą postanowili akurat dziś wyjść na kolację, gdyż obchodzili właśnie dwudziestą rocznicę ślubu. Cholera, czemu to musiało być akurat dziś. Nie wiedziałam co robić. Najpierw sytuacja z samochodem, który chciał przejechać mnie na ulicy, potem ta dziwna akcja z gasnącym światłem i muzyką na imprezie u Tylera, teraz zakapturzona postać stojąca pod moim oknem i obserwująca każdy mój ruch. Co będzie następne? Zastanawiałam się, czy w ogóle uda mi się dożyć moich dziewiętnastych urodzin, które miałam obchodzić w styczniu następnego roku. Wiedziałam, że jestem w dużym niebezpieczeństwie i wiedziałam, że osobą, która czyha na moje życie jest mężczyzna, który kilka tygodni wcześniej mnie porwał i chciał zabić, przystawiając pistolet prosto do czoła.
Minęło kilkanaście minut, a z każdą chwilą mój strach stawał się coraz silniejszy. Ciągle wydawało mi się, że słyszę jakieś odgłosy dochodzące z dołu. Wiedziałam, że to tylko wyobraźnia płatała mi figle, ale pomimo wszystko i tak byłam przerażona. Sięgnęłam po leżący na stoliku telefon i otworzyłam listę kontaktów, która była naprawdę bardzo krótka. Nie miałam zbyt wielu bliskich znajomych. Mój kciuk zatrzymał się przy numerze Natalie. Kiedy już miałam kliknąć "zadzwoń", w ostatnim momencie się powstrzymałam. Czy przyjaciółka byłaby w stanie obronić mnie przed kimś, kto chce mnie zabić? Jedyną bronią jaką dysponowała były długie paznokcie. Dziewczyna była ode mnie niższa, w dodatku bardzo szczupła, więc nie stanowiłaby dużej przeszkody dla potencjalnego mordercy. Kolejne numery należały do rodziców. Nie chciałam niszczyć ich rocznicowej kolacji, dlatego zaczęłam przeglądać kontakty dalej. W końcu mój palec zatrzymał się przy numerze, który niedawno dodałam do listy. Ale czy wypada do niego dzwonić o ósmej wieczorem w środku tygodnia? Przecież na pewno ma inne, ciekawsze rzeczy do roboty. Poza tym co mogłabym mu powiedzieć? Jaki miałabym wymyślić powód, dla którego chciałam, by zjawił się w moim domu? "No cześć, wpadnij do mnie, bo jakiś podejrzany typ czai się pod moim oknem i chce mnie zabić"? Po kilku chwilach namysłu postanowiłam jednak wykonać ten telefon. Można powiedzieć, że była to sprawa życia i śmierci, dlatego nie chciałam dłużej zwlekać. Wzięłam głęboki wdech i dotknęłam zielonej słuchawki, która pojawiła się na ekranie.
- Cześć, Emi - znajomy głos odezwał się po drugiej stronie już po jednym sygnale.
- Cześć, Luke - powiedziałam, wciąż nie wierząc, że do niego dzwonię.
- Nie spodziewałem się tego, że do mnie zadzwonisz - słyszałam, że cicho się zaśmiał.
- Ja też nie. - pokiwałam głową, wciąż będąc tym wszystkim nieco zażenowana.
- Więc, o co chodzi? - spytał.
- No cóż - zrobiłam krótką pauzę. - Trochę się nudzę, więc pomyślałam, że może chciałbyś do mnie wpaść czy coś... - mentalnie spoliczkowałam się za te słowa. Jak mogłam się tak ośmieszyć przed nim.
- A co z Natalie? - zadał kolejne pytanie.
- Ona... yyy... - zaczęłam się jąkać, próbując wymyślić dobre kłamstwo. - Pojechała gdzieś z... rodzicami - po raz kolejny przeklęłam samą siebie, za powiedzenie czegoś tak głupiego.
- Akurat jestem niedaleko twojego domu - powiedział, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na moje żenujące słowa. - Za chwilę będę.
- Okej - odparłam, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
Zakryłam twarz dłońmi, nie wierząc w to co stało się przed chwilą. Znałam Luke'a dopiero kilka tygodni a już zapraszam go do siebie do domu, kiedy jestem tu zupełnie sama. Nie byliśmy ze sobą aż tak blisko. Lubiłam go, był naprawdę miły dla mnie, ale jedyne co nas łączyło to korepetycje z matematyki i nasze spotkanie na imprezie u Tylera, po której wylądowaliśmy na ławce w parku. Od tamtej pory częściej ze sobą rozmawialiśmy, ale nie mogłam jeszcze stwierdzić czy nasza relacja, była przyjaźnią czy też może zwykłym koleżeństwem. Nie chciałam wiedzieć, co sobie o mnie pomyślał, kiedy go tutaj zaprosiłam.
Dosłownie po dwóch minutach rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Jakim sposobem on dotarł tutaj tak szybko? Co tak właściwie robił w tej okolicy?
Pospiesznie zbiegłam po schodach, w międzyczasie szybkim ruchem poprawiłam włosy w lusterku, które minęłam po drodze, po czym przybrałam uśmiechnięty wyraz twarzy, by chłopak nie domyślił się, że jestem zaniepokojona. Nie chciałam, żeby odkrył prawdziwy powód, dla którego go tu zaprosiłam. Nie zastanawiając się dłużej, szarpnęłam za klamkę.
- Cze.. - chciałam się przywitać, jednak nie było osoby, do której mogłabym skierować te słowa. Zupełnie jakby dzwonek do drzwi zadzwonił sam. Wychyliłam się jeszcze i rozejrzałam wkoło. Wciąż nie widziałam absolutnie nikogo. Przestraszyłam się. Szybkim ruchem zamknęłam drzwi, po czym oparłam się o nie plecami, oddychając ciężko. Dosłownie po kilku sekundach w całym mieszkaniu ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Byłam zbyt przerażona by otworzyć. Nie miałam pojęcia kogo się spodziewać. W duchu miałam nadzieję, że za drzwiami stoi Luke.
- Kto tam? - spytałam drżącym głosem, gdy osoba znajdująca się po drugiej stronie zadzwoniła po raz kolejny.
- To ja - odpowiedział znajomy mi głos, przez który cały strach z mojego ciała uleciał w mgnieniu oka.
Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Postanowiłam nie wspominać mu o incydencie, który wydarzył się kilka chwil wcześniej, dlatego też przykleiłam sztuczny uśmiech na swoją twarz i udawałam jakby nic się nie stało. Nie było to łatwe, ale miałam nadzieję, że jakoś dam radę.
- Hej - Luke odezwał się, posyłając mi przyjazny uśmiech.
- Hej, wejdź do środka - zaprosiłam go gestem dłoni, po czym on wyminął mnie a ja zamknęłam za nim drzwi.
Stanął na środku salonu i zaczął rozglądać się wkoło.
- Masz ładny dom - stwierdził.
- Dziękuję - odpowiedziałam.
Zaczęłam zastanawiać się czy zaproszenie go tutaj to był dobry pomysł. Plusem całej tej sytuacji oczywiście było to, że w jego towarzystwie czułam, że nic złego mi nie grozi. Nawet jeśli ktoś wciąż kręcił się na zewnątrz, być może nawet obserwując nas przez okno, nie byłam przerażona tak bardzo, jak byłabym będąc w domu sama, nie mając absolutnie nikogo, kto mógłby mi pomóc.
- Więc, co będziemy robić? - spytał, rozsiadając się na kanapie stojącej na środku pomieszczenia.
- Sama nie wiem, cokolwiek - dosiadłam się do niego. - Możemy obejrzeć jakiś film, albo coś ugotować - zaproponowałam.
- Hmm... - zaczął się zastanawiać. - Ty wybierz, w końcu to twoje mieszkanie - powiedział po chwili namysłu.
Wielkie dzięki, Luke, nie pomagasz.
- Cóż, ostatnio nie miałeś okazji spróbować naleśników mojej mamy, więc możemy sami je dziś zrobić, co ty na to? - uniosłam jedną brew, patrząc na niego pytająco.
- Gdybym tylko umiał cokolwiek ugotować - zaśmiał się. - Jestem w tym naprawdę kiepski.
- Nie szkodzi, chodź - wstałam z miejsca i pociągnęłam Luke'a za sobą do kuchni.
Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i zaczęłam wszystko rozstawiać na blacie, podczas gdy on uważnie obserwował każdy mój ruch. Czułam się dziwnie bez przerwy czując na sobie jego przeszywające spojrzenie.
- Nie gap się tak - odezwałam się w końcu, nie mogąc dłużej znieść jego wzroku.
- Wybacz - szybko przeniósł spojrzenie na okno, śmiejąc się przy tym.
Myślał, że tego nie zauważę?
- A teraz chodź i mi pomóż. Na dole w szafce jest patelnia, podaj mi ją.
Luke od razu zrobił to, o co go poprosiłam. Widziałam, że nie przepada za gotowaniem, dlatego nie zmuszałam go do robienia czegokolwiek. Może obserwując mnie czegoś się nauczy. Mogłam przynajmniej wykazać się swoimi umiejętnościami kulinarnymi, które swoją drogą nie były jakieś wyjątkowe. Zazwyczaj patrzyłam jak mama przyrządza różne dania i po prostu zapamiętywałam przepisy.
- Umiesz gotować, jesteś dobra z matmy - odezwał się nagle a ja aż podskoczyłam na dźwięk jego głosu. - Czy jest coś czego nie potrafisz robić?
- Hm, pomyślmy - udawałam, że się zastanawiam. - Nie umiem na przykład śpiewać - zaśmiałam się, przypominając sobie jak będąc jeszcze w podstawówce występowałam na scenie przed całą szkołą i zostałam wyśmiana z powodu mojego głosu, który brzmiał wręcz okropnie. - A ty w czym jesteś dobry? - spytałam.
- Kiedyś całkiem dobrze grałem na gitarze - odparł.
- A teraz już nie grasz?
- Nie mam już na to czasu, niestety. Mam ważniejsze sprawy na głowie - przeniósł wzrok z powrotem na okno.
- Jakie na przykład? - dalej pytałam.
Czy wspominałam już jak bardzo ciekawska jestem?
- Różne, no wiesz - odpowiedział, jednak jego słowa niczego nie wyjaśniły.
Wiedziałam, że nie chciał rozmawiać na ten temat, dlatego odpuściłam i nie dopytywałam dalej. I tak już pewnie zauważył, że jestem wścibska.
Po kilku minutach naleśniki były gotowe. Wydawało mi się, że mi się udały, ale nie mnie to oceniać.
- Wolisz z nutellą czy z bitą śmietaną? - spytałam, chcąc dowiedzieć się co lubi bardziej.
- Nutella zdecydowanie - odparł, oblizując wargi.
Dobry wybór, Luke. Masz u mnie plusa za to.
Udaliśmy się do jadalni i zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie przy dużym stole stojącym na samym środku pomieszczenia. Dzieliła nas dość mała odległość, dlatego postanowiłam lepiej mu się przyjrzeć. Blond włosy jak zwykle ułożone były w ten sam sposób, wyjątkowo błękitne oczy patrzyły w okno znajdujące się po lewej stronie. Jednak moją uwagę tym razem najbardziej przykuł kolczyk, którym przebita była jego dolna warga.
- Emi, teraz to ty się na mnie gapisz - odezwał się, przerywając krótki moment milczenia, po czym wziął do ust następny kawałek naleśnika.
- Patrzyłam na twój kolczyk - powiedziałam szczerze, nie chcąc wymyślać kolejnych, głupich wymówek.
- Podoba ci się? - spytał.
- Tak - odparłam.
- Może sama powinnaś sobie taki zrobić?
- Rodzice by mnie zabili - zaśmiałam się i przeniosłam wzrok z powrotem na mój talerz. - Ale może kiedyś, kto wie...
Przez następne kilka minut jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyliśmy, zebrałam brudne naczynia i wrzuciłam je do zmywarki, po czym wróciłam do Luke'a, który zdążył już przejść do salonu i rozgościć się na kanapie.
- Nigdy w życiu nie jadłem lepszych naleśników - powiedział, ponownie oblizując wargi.
- Dzięki - odparłam, uśmiechając się, gdyż poczułam rozpierającą mnie dumę.
- Muszę tu częściej wpadać.
- Przychodź kiedy chcesz.
Zajęłam miejsce obok niego, chwyciłam leżący obok mnie pilot i włączyłam wiszący na ścianie, płaski telewizor. Przez kilka chwil skakałam po kanałach aż w końcu zatrzymałam się na jakiejś stacji muzycznej, gdyż nic ciekawszego aktualnie nie było emitowane.
Naprawdę dobrze czułam się w jego towarzystwie. Przez niego prawie już zapomniałam o tym, co działo się wcześniej. Miło spędzaliśmy czas, rozmawiając i śmiejąc się. Z dnia na dzień lubiłam go coraz bardziej. Wydawał się być naprawdę dobrym zadatkiem na przyjaciela. Czułam, że mogę mu ufać.
Kiedy siedzieliśmy i oglądaliśmy kolejne teledyski, nagle poczułam silne wibracje telefonu, który znajdował się na stoliku stojącym obok kanapy. Sięgnęłam więc po niego ręką chcąc odczytać wiadomość. Byłam pewna, że nadawcą jest Natalie lub rodzice, którzy niedługo powinni wrócić do domu. Przesunęłam palcem po ekranie odblokowując go, po czym otworzyłam smsa.
Zamarłam czytając jego treść. Otworzyłam szeroko oczy, nie dowierzając. Luke najwyraźniej dostrzegł moją reakcję.
- Coś się stało, Emilie?
Pokręciłam przecząco głową, nie odrywając wzroku od ekranu komórki.



"Twój chłoptaś nie zawsze będzie mógł cię ochronić. Nie przestanę, dopóki cię nie dopadnę, pamiętaj o tym"

________________________________________________

jeśli to czytasz, skomentuj, będę naprawdę wdzięczna.

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na aska --> @YourDream16

skoro teraz każde ff ma hashtag, pomyślałam że Fake również na niego zasługuję, a więc piszcie na twitterze
#FakeFF

7 komentarzy:

  1. JEZU CUDO
    KSKXKEJDJ
    THAT IS ALL
    HAHA,TWOJA WIELKA FANKA @LEIGHSFLOWERX XX <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naleśniki sensem tego rozdziału.
    Smacznego :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Powoli się wszystko rozkręca ;) Świetny rozdział!
    @esparquez

    OdpowiedzUsuń
  4. jak nie zawsze , jak zawsze xDD przecież to Luke <3 on potrafi wszystko xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Kdjvdhwgakakvzkssnaislaia aaaaaaaa omg !!!!!

    OdpowiedzUsuń