czwartek, 2 października 2014

Rozdział 4



- Emilie! – usłyszałam krzyk mamy dochodzący z dołu. Prawdopodobnie znajdowała się w kuchni i przyrządzała kolację dla taty, który za godzinę miał wrócić z pracy.
Niechętnie odłożyłam swojego czarnego laptopa, wstałam z łóżka i powolnym krokiem zeszłam po  drewnianych schodach. Tak jak zakładałam, mama stała przy kuchence i mieszała coś, co znajdowało się na patelni. Po zapachu mogłam wywnioskować, iż był to kurczak.
- Co się stało? – spytałam, nie wiedząc w jakim celu mnie tutaj ściągnęła, przerywając czas, w którym się relaksowałam. Przez relaks miałam na myśli przygotowywanie dziesiątek kartek z zadaniami z matematyki, ponieważ jutro o piętnastej miałam drugą lekcję z moim nowym kolegą. Czekało mnie z nim naprawdę dużo pracy, ale nie zamierzałam się poddać. Chciałam pokazać pani Waters, że można na mnie polegać i kiedy zacznę coś robić, to nie skończę dopóki nie będzie to wykonane perfekcyjnie. Poza tym chciałam też pomóc Luke’owi. Wydawał się miły, ja miałam sporo wolnego czasu, więc nic nie stało na przeszkodzę bym poświęciła mu dwie godziny tygodniowo. Może dzięki mnie, ukończy liceum z dobrą średnią.
- Skończyło się mleko, a chciałam zrobić jeszcze naleśniki na deser – głos mamy wyrwał mnie z przemyśleń. - Pójdziesz do sklepu? – spytała.
O nie, nawet nie ma mowy. Jest dziewiętnasta, na dworze zaczyna się ściemniać, do najbliższego supermarketu mam około pół kilometra. Nie ma opcji, że pójdę. Zapomnij, mamo.
- Pieniądze są na stoliku, weź tyle ile potrzeba – mówiła dalej, wciąż zajmując się daniem, które przyrządzała.
- Źle się czuję, mamo – skłamałam, łapiąc się za brzuch i udając, że jest mi niedobrze. – Pójdę się położyć – zaczęłam się powoli oddalać.
- Sklep jest blisko, Em. Zajmie ci to nie więcej niż dwadzieścia minut – odwróciła się do mnie i spojrzała proszącym wzrokiem. – Wiesz jak tata uwielbia naleśniki z jabłkami, z resztą sama też je uwielbiasz.
Tak, miała rację, kochałam je i zawsze zjadałam więcej niż powinnam. Co mam teraz zrobić? Mama nie odpuści. Może powinnam zaryzykować? Może nic złego się nie wydarzy?
- No dobra – westchnęłam ze zrezygnowaniem, po czym podeszłam do małego stolika stojącego przy oknie i wrzuciłam trochę drobnych do kieszeni swoich jasnych jeansów.
- Dziękuję. – mama uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym gestem, tylko że mój był nieco wymuszony i sztuczny, ale miałam nadzieję, że tego nie zauważyła.
Założyłam swoje ulubione czarne trampki, a na ramiona zarzuciłam bluzę z kapturem, ponieważ na dworze zaczynało robić się chłodno. Otworzyłam drzwi. Uważnie się rozejrzałam, czy aby na pewno nic podejrzanego się nie działo i czy nikt nie czaił się gdzieś w krzakach. Nie zauważyłam, ani nie usłyszałam niczego, co mogłoby wywołać u mnie niepokój. Wzięłam więc głęboki wdech i zaczęłam iść przed siebie, nucąc pod nosem swoją ulubioną piosenkę, którą słuchałam kilkanaście minut wcześniej. Mijałam dziesiątki ludzi na ulicy. Niektórzy byli znajomi, inni zupełnie mi obcy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi i nikt z nich nie zachowywał się dziwnie. Mimo tego, że nic się nie działo, miałam bardzo dziwne uczucie, że jestem przez kogoś obserwowana. Zawsze czułam kiedy ktoś zatrzymywał swoje spojrzenie na mnie. Nie musiałam nawet tego widzieć, po prostu to wiedziałam. Przyspieszyłam więc kroku i już po kilku minutach znalazłam się pod drzwiami dużego supermarketu, w którym znajdowało się mnóstwo ludzi, przechadzających się między regałami zapełnionymi przeróżnymi rzeczami. Weszłam do środka, po drodze chwyciłam czerwony koszyk i zaczęłam kierować do działu z nabiałem, który znajdował się na drugim końcu sklepu. Znalazłam mleko, które moja mama zawsze miała z zwyczaju kupować i udałam się do kasy. Miła kobieta po czterdziestce skasowała mnie, a następnie wydała mi resztę. Schowałam monety do kieszeni i zaczęłam iść do wyjścia. Po chwili znalazłam się już na zatłoczonej ulicy. Na dworze zdążyło się już zrobić ciemno, gdyż było już kilka minut po dwudziestej. Temperatura również nieco spadła, z racji tego, że była już połowa września. Zarzuciłam kaptur na głowę, ponieważ naprawdę nie lubiłam gdy wiatr rozwiewał moje długie włosy we wszystkich kierunkach. Z uśmiechem na ustach szłam przed siebie, ciesząc się, że nic się nie stało i w końcu będę mogła wrócić do mojego poprzedniego życia. Chciałam znów spotykać się z Natalie, włóczyć się po mieście wieczorem, chodzić na zakupy.
Stanęłam przy przejściu dla pieszych, czekając na pojawienie się zielonego światła. Byłam już niedaleko swojej dzielnicy, znajdującej się w cichszej i spokojniejszej części ogromnego Los Angeles, dlatego też na ulicach nie było zbyt dużo osób, a ja byłam jedyną, która w tamtej chwili chciała dostać się na drugą stronę jezdni. Czekałam na sygnał wyjątkowo długo. Samochody nie jechały, ale wolałam nie ryzykować przechodząc na czerwonym. Byłam rozsądną osobą i bezpieczeństwo było dla mnie podstawą. Nagle jakiś pojazd zaczął powoli dojeżdżać do przejścia. Wtedy pojawił się mój zielony znak, a ja pewnym krokiem ruszyłam na przód, nie patrząc na boki. Właśnie w tamtym momencie kierowca pojazdu, który zbliżał się do mnie, docisnął pedał gazu powodując, że auto w mgnieniu oka przyspieszyło, pędząc prosto na mnie. W efekcie paniki, stanęłam jak wryta i nie mogłam się poruszyć. Całe moje ciało stało się nagle sparaliżowane. Zakryłam twarz dłońmi, a całe życie zaczęło przelatywać mi przed oczami. Nie chciałam umierać, ale nie miałam szans na ucieczkę. Wtedy ktoś pociągnął za mnie za materiał mojej bluzy i odciągnął pół metra do tyłu. Ułamek sekundy później, rozpędzone auto przemknęło dosłownie dziesięć centymetrów ode mnie. Przeżyłam. Wciąż jednak pozostawałam w ogromnym szoku i nie mogłam złapać powietrza, które wstrzymywałam już od ponad pół minuty.
- Już dobrze, spokojnie – usłyszałam za swoimi plecami znajomy głos.
Czując przy sobie czyjąś obecność, czułam się nieco bezpieczniej, dlatego też wypuściłam trzymane w ustach powietrze i otarłam kropelki potu, które pojawiły się na moim czole wskutek ogromnego strachu i paniki. Odwróciłam się w kierunku osoby, która dosłownie uratowała moje życie. Choć szczerze mówiąc, nie byłam do końca pewna, czy rozpoznałam ten głos. Jednak gdy po chwili ujrzałam przeraźliwie błękitne oczy i uroczy uśmiech, wiedziałam, że miałam rację.
- Luke? – spytałam, wciąż drżącym tonem.
- Następnym razem musisz trochę bardziej uważać, Emi. – powiedział, puszczając moje ramię, za które wcześniej mnie trzymał, odciągając mnie od pędzącego samochodu.
Chwila. Czy on właśnie nazwał mnie Emi?
- Dziękuję za uratowanie życia, naprawdę. – odezwałam się po chwili, posyłając mu pełen wdzięczności uśmiech, który on od razu odwzajemnił.
- Nie ma za co. Dobrze, że nic ci się nie stało.
 - Co tutaj robiłeś tak właściwie? – spytałam.
W sumie była to dość dziwna sytuacja. Jakim sposobem Luke tak nagle się tutaj pojawił? Mogłabym przysiąc dosłownie na wszystko, że nie widziałam go wcześniej. Gdyby szedł przede mną, na pewno bym go rozpoznała, ponieważ nietrudno zauważyć osobę mierzącą jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Nie szedł też za mną, ponieważ co chwilę odwracałam się do tyłu, upewniając się, czy nikt mnie nie śledzi. Zjawił się w tutaj ni stąd ni zowąd.
- Byłem akurat w okolicy – odpowiedział, po krótkiej chwili namysłu.
-  Mieszkasz gdzieś tutaj?
- Kilka ulic dalej. W tamtą stronę. – wskazał ręką za siebie. – A ty?
- Widzisz tamten dom po lewej stronie? – pokazałam na nieduży budynek stojący kilkadziesiąt metrów dalej, zbudowany z ciemnej cegły, który był praktycznie identyczny jak reszta budowli stojących na tej ulicy. Luke skinął głową. - Tam właśnie mieszkam.
- Fajna okolica – stwierdził, rozglądając się wokoło.
- Jest całkiem spokojna, dlatego ją lubię – wyjaśniłam.
Znów nastała cisza, a między nami panowało dość dziwne napięcie, czyniące całą tą sytuację niezręczną. Miałam do Luke’a mnóstwo pytań: kiedy się urodził, czy mieszka tu od zawsze, czy ma rodzeństwo, kim są jego rodzice, czy ma psa, co lubi robić itp. Nie chciałam być jednak uznana za wścibską, dlatego trzymałam język za zębami, pozostając cicho, pomimo tego, że należałam raczej do osób ciekawskich, chcących wiedzieć wszystko. W tej sytuacji jednak musiałam uzbroić się w cierpliwość. Być może kiedyś nadejdzie taki czas, kiedy Luke sam zacznie opowiadać mi o swoim życiu.
- Po co ci to mleko? – spytał nagle, patrząc na kartonowe pudełko, które mocno trzymałam w dłoni.
- Skończyło nam się, a mama chciała zrobić naleśniki – odparłam, obracając opakowanie w dłoniach i patrząc, czy pozostało całe po niedoszłym „wypadku”.
- Uwielbiam naleśniki – powiedział, oblizując wargi.
- Ja też – uśmiechnęłam się. Właśnie udało mi się odkryć pierwsze podobieństwo między nami. Być może teraz będę mieć jakiś temat do rozmowy z nim, ale czy aby na pewno naleśniki są tym, o czym chciałam z nim gadać? Nie, raczej nie.
- Odprowadzę cię – zaproponował, na co ja zgodziłam się skinieniem głowy.
- Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować, że uratowałeś mnie przed tym samochodem  – odezwałam się, kiedy zaczęliśmy iść w kierunku mojego domu. – Ten kierowca to jakiś…
- Pojebany idiota – przerwał mi, zaciskając lewą dłoń w pięść.
- Wiesz kto to był? – zdziwiłam się.
- Nie – natychmiast opowiedział, kręcąc przecząco głową. – Najważniejsze, że jesteś cała i nic ci się nie stało – dodał, chowając ręce do kieszeni swojej bluzy.
- Gdyby nie ty, to wjechałby prosto we mnie – powiedziałam, wyobrażając sobie co by się stało, gdyby Luke’a tam nie było.
- Nie musisz dziękować – uśmiechnął się. – Powiedzmy, że w ten sposób odwdzięczyłem ci się za to, że uczysz mnie matmy.
Kilka chwil później znaleźliśmy się pod drzwiami wejściowymi do mojego domu. Pomyślałam sobie, że raczej niegrzecznym byłoby zostawienie go tutaj tak samego, dlatego postanowiłam być miła i zaprosić go do środka. Mama nie miałaby nic przeciwko, tata z resztą też nie, chyba. Poza tym mógłby zjeść naleśniki, które tak bardzo lubi.
Ciekawy pomysł.
- Może wejdziesz? – spytałam, wskazując ręką na drzwi.
Chłopak spojrzał na mnie z wyjątkowo dużym zdziwieniem, jakby nie spodziewał się, że złożę mu taką propozycję.
- Chętnie, ale innym razem – odmówił grzecznie. – Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia na mieście.
- No ok, szkoda – wzruszyłam ramionami, wkładając klucz w drzwi.
- To do zobaczenia jutro w bibliotece – powiedział, pomachał mi ręką i powoli zaczął się oddalać.
- Na razie – krzyknęłam, po czym pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Przy wejściu zastałam mamę, która cały swój kuchenny fartuch miała ubrudzony mąką.
- Co tak długo? – spytała mnie, wskazując głową na wiszący na ścianie zegar. Była dwudziesta trzydzieści siedem.
- Spotkałam w sklepie Natalie i chwilę z nią pogadałam – skłamałam, odkładając karton z mlekiem na blat stołu, gdy obie znalazłyśmy się w kuchni. Kątem oka zauważyłam, że tata zdążył już wrócić z pracy. Siedział na kanapie w salonie, oglądając mecz piłki nożnej na dużym, płaskim telewizorze zawieszonym na ścianie.
- Cześć, tato! – krzyknęłam, na co on jedynie uniósł dłoń do góry, nie wypowiadając żadnego słowa.
Zdjęłam buty, powiesiłam bluzę na wieszaku, po czym zaczęłam wchodzić po schodach do mojego pokoju. Weszłam do środka i rzuciłam się na łóżko. W mojej głowie od razu pojawiły się setki pytań dotyczących tego co miało miejsce wcześniej. Zastanawiałam się, czy to co się wydarzyło było zwyczajnym przypadkiem, zbiegiem okoliczności, czy też może wszystko było dokładnie zaplanowane. Być może kierowca auta, przed którym uratował mnie Luke doskonale wiedział, że wyszłam do sklepu, śledził mnie i kiedy zauważył, że w pobliżu nie było nikogo, postanowił zemścić się na mnie, chcąc mnie przejechać. Doskonale pamiętałam to, co stało się tamtej nocy, kiedy mężczyźni, którzy mnie porwali, potrącili kogoś, po czym brutalnie, bez żadnych skrupułów zastrzelili go. Myliłam się, twierdząc, iż jestem już bezpieczna. Wyjście z domu było dla mnie dużym ryzykiem. Nie chciałam, by ta sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła.  Oznaczało to, że powinnam wybić sobie z głowy te wszystkie wyjścia z Natalie, które już powoli zaczęłam planować, myśląc, że wszystko wróciło do normy.
Poza tym moje życie w obecnej chwili oparte było na tak wielu sekretach. Coraz to nowe kłamstwa, które ciągnęły za sobą następne. Bałam się, że wkrótce sama zgubię się w tej całej grze, w którą niedawno się wplątałam. 

__________________________________________

 zastanawiacie się może dlaczego ten post znów ma tytuł "Rozdział 4". Już wyjaśniam. Więc postanowiłam z pierwszego rozdziału zrobić prolog, więc wszystko cofnęło się tak jakby o 1 rozdział do tyłu :)
 

5 komentarzy:

  1. Luke jaki bohater ;] ciekawi mnie kierowca tego samochodu... Czyżby 'znajomy' z tej feralnej nocy? Pisz dalej! ;)
    @esparquez

    OdpowiedzUsuń
  2. Luke aka superman xd ciekawe, kto ją chciał potrącić :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Luke, ty bohaterze! Jeśli tacy panowie ratują życie zaledwie w zamian za pomoc w matmie, to dlaczego jeszcze nie daję korków z jakiegoś przedmiotu? *głupia_ja*

    Rozdział świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, Emi.. Przecież Lók superbohater helooł. To było takie: *tym tyryrymm* Dr Fluke ratuje bezbronną koleżankę przed pędzącym autem :3
    Lók taki miły i grzeczny.. Pff oczywiście. I TAK WIEM ŻE SIĘ PUSZCZASZ LÓK TY MAJONEZIE XD
    Co do kierowcy.. TY POJEBAŃCU JAK MOGŁEŚ CHCIEĆ POTRĄCIĆ "EMI"? TY WHO YOU!
    Moja wyobraźnia woła o więcej :D
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń