środa, 19 listopada 2014

Rozdział 10


Wtorkowa lekcja matematyki była jedną z najnudniejszych jakie kiedykolwiek się odbyły. Pani Waters tłumaczyła rzeczy, które doskonale znałam, co powodowało, że z minuty na minutę zaczynałam być coraz bardziej znudzona, a czas zadawał się płynąć coraz wolniej.
Odwróciłam się lekko za siebie i zerknęłam na siedzącego za mną Luke’a. Dziwiłam się, że w ogóle pojawił się w szkole, ponieważ w zeszłym tygodniu nie zaszczycał nas swoją obecnością. Na jego ławce leżał rozłożony zeszyt, w którym nie było nic poza różnymi rysunkami, nie mającymi żadnego sensu. Nie notował tego co było na tablicy, nie rozwiązywał żadnych zadań. Typowe. Byłam tym zawiedziona, ponieważ czułam się za niego odpowiedzialna, odkąd podjęłam się zadania douczania go po lekcjach. Sądziłam, że Luke poważnie do tego podszedł, jednak najwyraźniej jego to kompletnie nie obchodziło. Nie doceniał trudu, który wkładałam w przygotowywanie materiałów na korepetycje. Początkowo wydawało mi się, że zależało mu na tym, żeby zdać końcowy egzamin z matematyki z pozytywnym wynikiem, niestety jednak jego zaangażowanie trwało może jakiś tydzień. Zajęty był pewnie innymi rzeczami, takimi jak jeżdżenie tym cholernym czarnym mercedesem i spotykanie się z jakimś zielonowłosym chłopakiem!
Pod koniec lekcji pani Waters zaczęła oddawać testy, które pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Poradziłam sobie świetnie, więc nie obawiałam się tego, jaka będzie moja ocena. Kobieta zaczęła wyczytywać nazwiska i wręczać każdemu jego kartkę. W końcu przyszła kolej i na mnie.
- Emilie Rey – nauczycielka wezwała mnie.
Pospiesznie wstałam z miejsca, podeszłam do jej biurka i odebrałam swój test. Na widok mojego stopnia, na usta od razu wkradł mi się przepełniony dumą uśmiech. Kolejna piątka, brawo Emilie.
- Gratuluję, panno Rey – Waters pochwaliła mnie.
Wracając ponownie do swojej ławki, kątem oka zerknęłam na Luke’a, który dosłownie się na mnie gapił. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Siedział, trzymając w dłoni długopis, który pożyczyłam mu pierwszego dnia i patrzył mi prosto w oczy. Przez kilka sekund nie przerywałam złapanego z nim kontaktu wzrokowego, jednak w końcu musiałam to zrobić, bo przez przypadek potknęłam się o plecak leżący na podłodze i w ostatniej chwili uniknęłam upadku, chwytając się jednej z ławek. Większość znajdujących się w klasie osób zaczęła się śmiać, a moja twarz przybrała odcień pomidora. Zawstydzona usiadłam na swoim miejscu, spuszczając głowę w dół. Luke i te jego cholerne błękitne oczy, to wszystko ich wina!
- Ostrożnie, Emi – szepnął za moimi plecami, a mnie aż przeszły ciarki na dźwięk jego głosu.
Emi, Emi, Emi. Czemu nie mógł nazywać mnie normalnie tak jak wszyscy?
Zignorowałam go, odwracając głowę w stronę okna i obserwując to, co działo się na zewnątrz.
- Luke Hemmings – nauczycielka wyczytała nazwisko Luke’a.
Byłam strasznie ciekawa co dostał. Obawiałam się jednak, że mógł oblać ten test. Znając jego, było to naprawdę bardzo prawdopodobne, wręcz pewne. Waters mnie zabije, bo przecież miałam mu pomóc.
Powoli wstał ze swojego miejsca i ruszył w kierunku biurka. Idąc zerknął jeszcze na mnie, delikatnie się przy tym  uśmiechając. Nie odwzajemniłam tego. Chciałam pokazać mu jak bardzo jestem na niego wkurzona. Nie tylko za to, że olewa matematykę, lecz przede wszystkim za to, jak wiele przede mną ukrywa.
Odebrał swój test, po czym ponownie wrócił do swojej ławki, tym razem nie patrząc na mnie nawet przez ułamek sekundy. Odwróciłam się do niego, gdyż ciekawość tego jaka była jego ocena, przejęła nade mną kontrolę. Zerknęłam na blat jego stolika i zobaczyłam kartkę odwróconą tyłem tak, by stopień nie był widoczny. Spojrzałam na niego pytająco, marszcząc przy tym brwi.
- Wybacz, Emi – wzruszył ramionami, po czym odwrócił test a moim oczom ukazała się duża jedynka, napisana krwisto czerwonym długopisem.
Zabiję go. Jak mógł zawalić tak prosty sprawdzian?
Posłałam mu gniewne, lecz jednocześnie przepełnione rozczarowaniem spojrzenie, po czym ponownie się od niego odwróciłam.

*

Czekając na Luke’a w szkolnej bibliotece, słuchałam muzyki i rysowałam różne wzorki na kartce leżącej przede mną. Hemmings spóźniał się już ponad piętnaście minut i zaczęłam obawiać się, że nie pojawi się w ogóle. To by było do niego podobne. Dlatego też nie miałam zamiaru dłużej tam siedzieć, wzięłam więc swoją torbę i zaczęłam pakować do niej rzeczy, które wcześniej starannie rozłożyłam na stoliku. Byłam strasznie zdenerwowana. Nie dość, że nie zaliczył tamtego testu, to jeszcze kompletnie olał to, że chciałam mu pomóc. Zamierzałam iść do pani Waters i powiedzieć jej, że rezygnuję z tego.
Nagle jednak ktoś szturchnął mnie w ramię, gdy pakowałam dziesiątki kartek do swojej torebki. Czym prędzej więc się odwróciłam.
- No proszę, jednak postanowiłeś się pojawić – powiedziałam sarkastycznie, mierząc go groźnym spojrzeniem.
- Wybacz, zapomniałem, że dzisiaj wtorek i że mamy się tu spotkać – zaczął się usprawiedliwiać, po czym zajął miejsce na drugim wolnym krzesełku stojącym przy stoliku.
- Serio, Luke? Nie stać cię na wymyślenie jakiegoś lepszego kłamstwa? – spytałam z ironią.
- Nie kłamię – zaprzeczył.
- Oczywiście, że nie – przewróciłam oczami.
Luke coraz bardziej zaczął działać mi na nerwy. Kompletnie go nie rozumiałam. Jego i tego jego wyjątkowo dziwnego zachowania. Straciłam również do niego zaufanie. Miałam wrażenie, że każde słowa, które padają z jego ust to kłamstwa. Nie mogłam tego rozgryźć, nie wiedziałam w co on pogrywa.
- Możemy już zaczynać? – spytał. – Spieszy mi się.
- A gdzie ci się tak spieszy? – uniosłam brew – Do chłopaka z zielonymi włosami? – zadrwiłam.
Luke zacisnął dłonie w pięści, a wyraz jego twarzy stał się aż za bardzo poważny. Trafiłam w czuły punkt, w temat, o którym nie chciał rozmawiać.
Nie odpowiedział. Siedział w ciszy, nie patrząc na mnie. Wyjął z kieszeni telefon i zaczął coś na nim pisać.
- No co? Nie odpowiesz na moje pytanie? – spytałam.
- Nie – syknął.
- Nie uważasz, że należą mi się wyjaśnienia tego, co wydarzyło się w sobotę w galerii? – dalej dopytywałam.
- Nie – odpowiedział. – Tu nie ma co wyjaśniać, Emilie.
- Ten chłopak to jakiś twój przyjaciel? – nie odpuszczałam i kontynuowałam zadawanie pytań.
- Dlaczego tak bardzo cię to interesuje?
No nie wiem, bo może próbuję poznać prawdę, którą przede mną ukrywasz?
- Bo nic z tego nie rozumiem, Luke – odpowiedziałam.
- Po prostu mi zaufaj, a wszystko będzie dobrze.
Nie, nie zaufam ci, nie ma mowy.
- A teraz zacznijmy tę lekcję, bo naprawdę o piętnastej muszę stąd wyjść – zmienił temat, po czym wyjął ze swojego plecaka zeszyt a następnie go otworzył.
Zamierzałam w tamtej chwili zapytać go czarnego mercedesa, do którego kiedyś wsiadał, ale ostatecznie udało mi się utrzymać język za zębami i pozostać cicho. Sama nie wiedziałam, dlaczego nie chciałam go o to pytać. Być może po prostu bałam się poznać prawdę, którą za wszelką cenę próbował przede mną ukryć. To wszystko zaczynało być coraz bardziej skomplikowane i trudne. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy dalsze utrzymywanie kontaktu z Lukiem to dobry pomysł. Początkowo wydawał się być normalnym chłopakiem, jednak teraz zaczęłam zauważać, że do normalności było mu naprawdę daleko. Żałowałam, że zgodziłam się na propozycję pani Waters, by udzielać mu korepetycji z matmy. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie miałabym okazji go poznać, a w mojej głowie nie krążyłoby teraz milion pytań dotyczących jego osoby.
- Emi, nie obrażaj się na mnie – odezwał się nagle, wyrywając mnie tym samym z przemyśleń.
- Nie obrażam się – odpowiedziałam.
- Właśnie widzę – prychnął.
- Posłuchaj – powiedziałam, podnosząc lekko ton swojego głosu – Zrozum to, że naprawdę nie mogę cię zrozumieć. Zjawiasz się tutaj, w mojej klasie, zaczynasz spotykać się ze mną w bibliotece, później ratujesz mnie przed jakimś cholernym samochodem, nie pozwalasz iść na imprezę, zamykasz się ze mną w przebieralni i ostrzegasz mnie przed jakimś zielonowłosym kolesiem. To nie jest normalne. O co w tym wszystkim chodzi, powiedz.  
- O nic – odpowiedział. – Naprawdę o nic nie musisz się martwić, po prostu mi zaufaj, tylko o tyle proszę.
- Jesteś dziwny – stwierdziłam, ignorując jego prośbę.
Uśmiechnął się.
- Wiem, za każdym razem mi to powtarzasz .
Zakończyliśmy rozmowę na tamten temat i wzięliśmy się na rozwiązywanie zadań, które na dzisiaj przygotowałam.  Ciężko było mi się skupić, jednak jakoś udało mi się przetrwać aż do godziny piętnastej. Wtedy Luke szybko zabrał swoje rzeczy i nawet się ze mną nie żegnając wybiegł z biblioteki. Miałam ochotę pobiec za nim i dowiedzieć się, gdzie tak bardzo mu się spieszyło, jednak nie zrobiłam tego, gdyż musiałam posprzątać bałagan, który zostawiliśmy na stoliku. Co za pech.

*

Wróciłam do domu i pierwsze co zrobiłam, to wzięłam gorący prysznic. Potrzebowałam odprężenia, a ciepła woda spływająca po moim ciele była do tego najlepsza. Od razu poczułam się lepiej.
Owinięta w biały, miękki ręcznik wyszłam z kabiny i podeszłam do lustra, by rozczesać włosy, z których na podłogę spadały krople wody. Stałam i patrzyłam na swoje odbicie, myśląc o wszystkim co wydarzyło się w przeciągu ostatniego miesiąca. Moje życie dosłownie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedyś normalna nastolatka, teraz dziewczyna, na którą poluje jakiś psychopatyczny facet, który porwał ją na imprezie i za wszelką cenę chciał zabić. Zastanawiałam się, dlaczego to musiało spotkać akurat mnie i czy ten koszmar kiedykolwiek dobiegnie końca, bo nie wiedziałam jak długo będę w stanie utrzymywać to wszystko w sekrecie nie tylko przed rodzicami, ale również przed Natalie.
Przebrałam się w swój ulubiony luźny sweter i czarne, rozciągnięte dresy. Związałam włosy w wysoki kucyk i udałam się do swojego pokoju, chcąc się położyć i po prostu zrelaksować.
- Emilie! – usłyszałam dochodzący z dołu krzyk mojej mamy.
Czy nie będę mogła mieć w tym domu choć chwili spokoju, w którym nie będę musiała się niczym przejmować?
- Idę! – krzyknęłam, po czym leniwie zeszłam po schodach.
Kiedy znalazłam się już w kuchni, gdzie przebywali oboje rodziców, zajęłam miejsce przy stole stojącym na środku pomieszczenia. Patrzyłam na nich pytająco, nie wiedząc jaki był powód tego, że mnie tutaj zawołali. Widząc ich nieco poważne miny, obawiałam się, że coś się stało.
- Coś nie tak? – spytałam w końcu, nie mogąc dłużej znosić panującej wokół nas ciszy.
- Nie – odparła mama.
- To w takim razie, po co mnie tutaj zawołałaś?
- Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że jedziemy dziś z tatą na konferencję – wyjaśniła.
Ojciec był wiceprezesem jednej z ważnych firm w Los Angeles, dlatego takie wyjazdy zdarzały się naprawdę bardzo często. Nie widziałam w tym nic dziwnego i zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.
- No i co w związku z tym? – dopytywałam, wciąż nie wiedząc o co im chodzi.
- Później odbędzie się przyjęcie, na które jesteśmy zaproszeni. Zostaniemy na noc w hotelu i prawdopodobnie wrócimy jutro po południu.
O nie. To oznaczało, że będę sama w domu przez cały dzisiejszy wieczór i co gorsza noc. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Och, no dobra – odpowiedziałam – To ja zadzwonię do Natalie i zapytam czy mogę u niej przenocować.
To było jedyne rozwiązanie. W domu przyjaciółki nic złego nie powinno mi grozić.
- No dobrze, tylko żebyś nie spóźniła się jutro do szkoły – rzekła surowszym tonem.
- Nie martw się o to – odparłam, po czym opuściłam kuchnię i ponownie udałam się do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i pierwsze co zrobiłam to wyciągnęłam z torebki telefon i czym prędzej wybrałam numer do Nat. W duchu modliłam się, żeby odebrała jak najszybciej i zgodziła się na to, żebym u niej przenocowała.
- Hej, Em – po kilku sygnałach usłyszałam jej radosny głos.
- Hej – odparłam – Słuchaj, mam do ciebie prośbę – przeszłam od razu do sedna sprawy.
- Jaką? – spytała.
- Mogę dzisiaj zostać u ciebie na noc, rodzice wyjeżdżają i…
- Przykro mi, Em – przerwała mi. – Wiesz, że moi rodzice nie zgadzają się na nocowania w środku tygodnia. Chciałabym, naprawdę, ale nie mogę, wybacz.
- To może ty przyjedziesz do mnie? – zapytałam, mając nadzieję, że odpowie tak.
- Nie mogę, Emilie, znasz moich rodziców – odpowiedziała. – Ale w piątek mogę do ciebie wpaść, i w sobotę też – dodała.
Świetnie, po prostu świetnie. Prawdopodobnie nie dożyję do piątku, ponieważ tej nocy zostanę zamordowana, zastrzelona lub zadźgana nożem.
- Jasne – szepnęłam zawiedzionym głosem.
- Przecież nic ci się nie stanie gdy będziesz sama w domu przez jedną noc – Nat zaśmiała się. – Ile ty masz lat, sześć? Daj spokój, Em.
- Okej, muszę kończyć, na razie – rozłączyłam się i zacisnęłam telefon w dłoni, a następnie rzuciłam go na podłogę.
Rozpadł się na części, ale chyba nie był zepsuty, miałam taką nadzieję. Nie przejęłam się tym jednak, ponieważ teraz na głowie miałam dużo większe zmartwienia.

Co zrobić, żeby przetrwać tę cholerną noc? 

____________________________________

znów spóźniłam się z rozdziałem.
wybaczcie.
studia mnie wykańczają.

kolejny rozdział również prawdopodobnie pojawi się z lekkim opóźnieniem :(

jeśli czytasz, skomentuj, proszę.

zapraszam jeszcze na moje nowe ff "Good Meets Evil" :)

7 komentarzy:

  1. Lukas ją uratuje xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Proponuję telefon do Luke'a ;D
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  3. swietny rozdzial *-* pewnie po Luka zadzwoni x

    OdpowiedzUsuń
  4. Po co dzwonić po Luke'a, on sam przyjdzie! Albo któryś z jego popapranych kumpli :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję że zadzwoni po Luke'a hah albo i sam sie zjawi :pppp

    OdpowiedzUsuń