Kiedy o godzinie szóstej pięćdziesiąt usłyszałam dźwięk budzika, leniwie podniosłam powieki, ziewając przy tym. Gdy miałam już sięgać po komórkę leżącą na szafce nocnej, otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego, że nie byłam w swoim pokoju i na pewno nie znajdowałam się w swoim łóżku, pod miękką pościelą. Zamiast tego leżałam na wyjątkowo niewygodnym siedzeniu, będąc przykryta brązowym kocem, pod którym i tak było mi zimno. Przypomnienie sobie tego, dlaczego tam byłam, zajęło mi kilka dłuższych chwil. Zawsze o poranku miałam problemy z ogarnięciem tego co się działo wokół mnie. W końcu jednak w mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy z zeszłej nocy. Pamiętałam jak ktoś był u mnie w domu, jak zamknęłam się w łazience, jak Luke wszedł przez okno a następnie zawiózł mnie w jakieś dziwne miejsce i kazał spać w samochodzie. Nie wierzyłam, że dałam mu się na to namówić. Czemu byłam tak łatwowierna i uległa wobec niego? Powinnam była zostać w domu.
Ziewnęłam głęboko po raz kolejny i przetarłam zmęczone oczy.
Nie pamiętałam jak długo spałam. Wiedziałam jednak, że ta ilość zdecydowanie
nie była dla mnie wystarczająca. Dziwiłam się, że w ogóle udało mi się jakimś
cudem tam zasnąć, gdyż odkąd pamiętałam miałam trudności z zasypianiem w
miejscu innym niż mój własny pokój.
Przekręciłam głowę w lewo, słysząc ciche pochrapywanie
dochodzące z tamtej strony. Moim oczom ukazał się śpiący Luke, który
wczorajszej nocy zostawił mnie i poszedł załatwiać „ważne sprawy”.
Najwidoczniej byłam pogrążona we śnie tak mocno, że nie słyszałam nawet kiedy
wrócił. Nie zamierzałam dalej czekać i postanowiłam go obudzić, chcąc
dowiedzieć się gdzie jesteśmy i co tak właściwie wydarzyło się zeszłego
wieczoru.
- Luke? – szturchnęłam go w ramię. On natomiast zmarszczył
lekko brwi, mruknął coś niewyraźnie, wciąż śpiąc. – Luke? – podniosłam głos i
potrząsnęłam mocniej jego rękę. Na szczęście to poskutkowało, bo dosłownie po
chwili się ocknął.
- Co się dzieje? – spytał zdezorientowany, mrużąc oczy. Chyba
również, podobnie jak ja, miał problemy z ogarnianiem wszystkiego o tak
wczesnych godzinach. – O, hej, Emi – powiedział, kiedy mnie zauważył. – Jak ci
się spało? – zapytał.
- Wspaniale – odpowiedziałam sarkastycznie.
- To dobrze, bo mnie również – odparł, ignorując moją
ironię.
- Czekam na wyjaśnienia – powiedziałam, patrząc na niego
pytająco.
- Jakie wyjaśnienia?
- No nie wiem, może powiesz mi gdzie, do cholery jesteśmy,
gdzie wczoraj poszedłeś, dlaczego zostawiłeś mnie tu samą, co robiłeś u mnie w
domu, czemu…
- Spokojnie – przerwał mi. – Nie wszystko na raz, powoli, uspokój
się.
- Nie, nie uspokoję się, bo nie mam pojęcia co tu się dzieje
i natychmiast chcę, żebyś mi wszystko wytłumaczył! – krzyknęłam, denerwując
się.
- Wciąż jesteśmy w Los Angeles.
- W której części? – spytałam.
- We wschodniej. Kilkanaście kilometrów od twojego domu. Znam
tę okolicę, nie martw się.
- Skąd?
- Po prostu ją znam. Byłem tu kiedyś.
Nienawidziłam tych jego odpowiedzi, które były tak ogólne,
że nigdy nie dowiadywałam się z nich praktycznie niczego. Czy on naprawdę nie
potrafi wyjaśnić wszystkiego ze szczegółami? Czy to naprawdę jest aż tak
trudne?
- Gdzie poszedłeś wczoraj w nocy, kiedy już tu
przyjechaliśmy? – dopytywałam dalej.
- Wyjaśnię ci wszystko, później, dobrze? Bo chyba nie chcesz
się spóźnić do szkoły.
- Cholera! Szkoła! Rodzice mnie zabiją jeśli się tam dziś
nie pojawię! – zaczęłam panikować.
Nie mogłam zrobić sobie wolnego dnia. Dyrektor od razu
zadzwoniłby do mojej mamy i o wszystkim jej powiedział. Nie mogłam do tego
dopuścić.
- Zawiozę cię, uspokój się i nie krzycz – powiedział, po
czym położył dłoń na moim ramieniu, próbując mnie uspokoić.
- Okej, jestem spokojna. Po prostu mnie tam zawieź.
Uśmiechnął się do mnie, po czym odpalił silnik i ruszył
przed siebie. Po chwili znaleźliśmy się już na głównej drodze, która
doprowadzić nas miała do dzielnicy, w której mieszkałam ja, i w której znajdowała
się szkoła. Podczas jazdy nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie chciałam zadawać mu
kolejnej serii pytań, bo wiedziałam, że i tak zrobi wszystko, by odpowiedzieć
na nie tak, bym nie dowiedziała się absolutnie niczego. Dlatego też, odwróciłam
głowę w stronę okna i obserwowałam jadące obok nas samochody oraz ludzi
przechadzających się po ulicach. Pomimo tego, iż była naprawdę wczesna godzina,
w mieście takim jak Los Angeles, wszędzie można było spotkać tłumy.
- Masz ochotę coś zjeść? – odezwał się nagle Luke,
przerywając panującą od dłuższego czasu ciszę.
- Nie – odparłam szybko, nawet na niego nie zerkając.
- Niedaleko jest bar, możemy się zatrzymać.
- Nie, nie jestem głodna.
Nie nalegał dalej i ponownie przeniósł wzrok na drogę,
skupiając się na prowadzeniu samochodu. Byłam pewna, że zrezygnował ze swojego
wcześniejszego pomysłu, ale niestety się myliłam, bo już po chwili gwałtownie
skręcił w prawo i wjechał na parking baru, o którym wcześniej wspominał.
Zatrzymał auto, po czym wyszedł na zewnątrz. Okrążył je i podszedł do drzwi od
strony pasażera, za którymi siedziałam. Otworzył je i wyciągnął rękę w moją
stronę. Westchnęłam, wiedząc, że i tak nie odpuści. Odpięłam pas i wysiadłam na
zewnątrz. Stanęłam obok niego i czekałam na jego ruch. On jedynie uśmiechnął
się do mnie, a następnie zaczął kierować się stronę wejścia do baru o jakże
zachęcającej nazwie „U Sam’a”. Nie mając innego wyboru, podążyłam za nim.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsce przy wolnym stoliku stojącym zaraz przy
oknie. Po chwili obok nas stała już kelnerka, trzymająca w dłoniach notes i
długopis.
- Co podać? – spytała, nawet na nas nie patrząc. Uprzejmość
pierwsza klasa, naprawdę.
- Dla mnie naleśniki i herbata – Luke powiedział. – A co dla
ciebie, Emi?
- To samo – odparłam, nie zastanawiając się nawet nad tym co
innego mogłabym zamówić. W tamtej chwili było mi to całkowicie obojętnie, gdyż
chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść i móc jechać do szkoły. Wiedziałam, że i
tak będę spóźniona. Zabiję Hemmingsa za to.
Kobieta odeszła, zostawiając nas samych. Położyłam jedną z
dłoni na stole i nerwowo zaczęłam stukać palcami o blat.
- Wszystko w porządku? – Luke spytał.
- Tak – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Siedzę sobie
w jakimś tanim barze o siódmej rano, po nocy spędzonej w samochodzie, bo ktoś
włamał się wczoraj do mojego domu. Normalne życie zwykłej nastolatki z Los
Angeles – powiedziałam tak sarkastycznie jak tylko mogłam, powodując iż Luke
wywrócił oczami, słysząc moje słowa.
- Nie denerwuj się tak – ponownie próbował mnie uspokoić.
Bezskutecznie, ponieważ nerwy dosłownie rozrywały mnie od środka. – Zjemy naleśniki,
pogadamy, później zawiozę cię do szkoły i wszystko będzie okej.
- A ty nie zamierzasz iść dziś na lekcje? – spytałam.
- Nie – odpowiedział, kręcąc przecząco głową.
- Dlaczego?
- Bo mi się nie chce – odparł obojętnie, wzruszając
ramionami. – Chyba znów rzucę szkołę.
- Znów? - spytałam
zdziwiona.
- Co?
- Powiedziałeś „znów rzucę szkołę” – próbowałam naśladować
jego głos, cytując go.
- Nie, nie powiedziałem – zaprzeczył od razu.
- Powiedziałeś.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak! – krzyknęłam w końcu, powodując, iż kilka osób
znajdujących się w barze spojrzało na mnie dziwnie.
- Po co miałbym to mówić, skoro nigdy nie rzuciłem szkoły?
- Nie wiem, Luke. Ale wiem co słyszałam.
- Nieważne, zapomnij o tym.
Kiedy miałam mu odpowiedzieć, do naszego stolika podeszła
kelnerka z naszymi zamówieniami, które już po chwili położyła na blacie. Nie
mówiąc ani słowa, odeszła, ponownie zostawiając nas samych.
Spojrzałam na naleśniki, leżące na moim talerzu. Wyglądały i
pachniały dość ładnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że naprawdę byłam głodna.
Chwyciłam więc w dłoń widelec i wzięłam spory kawałek naleśnika do ust. Był
naprawdę pyszny.
- Dobre, prawda? – Luke zagadnął, kiedy wokół nas ponownie
zapanowało milczenie.
- Mogą być – odpowiedziałam, przeżuwając kolejny kęs.
- Ale te, które robiłaś jak kiedyś u ciebie byłem, były
zdecydowanie lepsze – powiedział, śmiejąc się.
- Zgadzam się – skinęłam głową, wciąż zachowując poważny
wyraz twarzy. – Więc, Luke, dlaczego myślisz o rzuceniu szkoły? – spytałam,
porzucając temat dotyczący naleśników.
- Sam nie wiem. Nie mam za bardzo czasu na naukę. Szkoła nie
jest dla mnie, chyba jestem na nią zbyt leniwy.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz – zaproponowałam.
- Nie, to i tak nic nie da. Poza tym i tak nie mam zamiaru
iść na studia czy coś w tym stylu.
- Dlaczego nie? – spytałam.
- Mówię ci, że to nie dla mnie – odpowiedział, ponownie nie
podając żadnych szczegółów. – A ty co chcesz robić po liceum?
- Nie jestem jeszcze pewna, ale zawsze marzyłam o tym, żeby
iść na Princeton* - odparłam.
- Princeton? Serio? Przecież to na drugim końcu kraju – Luke
zdziwił się.
- Wiem – skinęłam głową. – To tylko takie głupie marzenie,
które i tak pewnie się nie spełni – odparłam i posmutniałam nieco.
- Przecież masz dobre oceny i w ogóle, na pewno się tam
dostaniesz – próbował mnie pocieszyć.
- Nie, jeśli zrobię sobie dziś wolne, bo siedzimy tu i jemy
jakieś cholerne naleśniki, podczas gdy powinniśmy właśnie być w drodze do
szkoły!
- Zdążymy, spokojnie. Mamy jeszcze całe pół godziny –
spojrzał na wiszący na ścianie zegar.
Zaczęłam jeść moje naleśniki w naprawdę szybkim tempie.
Piłam gorącą herbatę dość dużymi łykami, parząc sobie przy tym język, ale nie
przejmowałam się tym, gdyż jedyne czego chciałam, to jak najprędzej opuścić to
miejsce.
- Nie spiesz się tak – Luke powiedział, widząc jak zachłannie
jadłam.
Zignorowałam go i
dalej skupiłam się na moim posiłku. Wtedy usłyszałam irytujący dźwięk
dzwoneczków zawieszonych tuż nad wejściem do baru, które sygnalizowały gdy nowy
klient wchodził do środka. Nie spojrzałam nawet na tę osobę, będąc całkowicie
pochłonięta konsumpcją mojego śniadania.
- Emilie, posłuchaj mnie teraz uważnie – Luke odezwał się
nagle, mówiąc do mnie ściszonym głosem i nachylając się w moją stronę. – Nie
patrz na osobę, która właśnie tu weszła, okej?
Nie wzięłam jednak jego słów na poważnie i mimowolnie
zerknęłam w kierunku drzwi. Wtedy doznałam niezłego szoku i omal nie
zakrztusiłam się naleśnikiem. Do baru wszedł zielonowłosy chłopak, którego
niedawno miałam okazję spotkać w galerii, gdy byłam na zakupach z Natalie.
Chłopak, przed, którym Luke mnie ostrzegał. Tym razem jednak dokładnie
widziałam jego twarz. Był młody. Prawdopodobnie w moim wieku lub może rok albo
dwa lata starszy. Wyglądał jak typowy nastolatek z naprawdę dziwnym kolorem
włosów. Podszedł do jednego z wolnych stolików, usiadł przy nim i czekał aż
ktoś do niego podejdzie, by go obsłużyć. Dlaczego niby miałabym się go bać? Nie
widziałam w nim nic strasznego.
- Mówiłem nie patrz! – powiedział Luke, powodując iż
ponownie przeniosłam swoje spojrzenie na niego. – Kończ te naleśniki i
wychodzimy stąd.
- Dlaczego? – spytałam.
- Teraz już ci się nie spieszy?
- Spieszy, ale chcę wiedzieć, czemu boisz się tego dziwnego
kolesia.
- Po pierwsze, ja się go nie boję.
- To dlaczego chcesz tak nagle stąd uciekać?
Zignorował moje pytanie, po czym wstał od stołu, podszedł do
mnie i szarpnął mnie za ramię bym wstała. Nie powiem, bo uścisk jego dłoni był
naprawdę mocny i zabolało mnie to. Luke znów był wyjątkowo dziwny i zaczął mnie
przerażać bardziej niż zielonowłosy koleś, który wszedł do baru przed chwilą. Hemmmings
czasami miał naprawdę dziwne wahania nastroju. Najpierw był miły, a kilka sekund później stawał się
agresywny.
- Puść mnie – powiedziałam, masując bolące miejsce, za które
mnie szarpnął.
- Chodźmy stąd – zaczął iść w kierunku wyjścia, a ja nie
wiedząc co robić, podążyłam za nim. Po chwili już siedzieliśmy w samochodzie.
Zapięłam szybko pas bezpieczeństwa i obserwowałam nerwowe zachowanie Luke’a,
który nie mógł trafić kluczykiem w stacyjkę. W końcu jednak mu się to udało i
odpalił silnik, po czym z piskiem opon wyjechał na ulicę.
- Teraz to ty powinieneś się uspokoić – odezwałam się,
zerkając na niego i widząc jak mocno zaciska dłonie na kierownicy. Poza tym
cały czas przyspieszał i prędkość z jaką aktualnie jechaliśmy powoli zaczęła
wykraczać poza normę. Zaczęłam coraz bardziej się bać.
- Jestem spokojny – odpowiedział.
- Właśnie widzę. Oaza spokoju, po prostu – rzekłam z ironią
- Poza tym, czy mógłbyś mi w końcu powiedzieć kim jest ten chłopak? – spytałam,
chcąc co nieco się o nim dowiedzieć, gdyż osobiście nie widziałam w nim nic
podejrzanego, co mogłoby mnie zaniepokoić.
- Stary znajomy – Luke odparł.
- Już nie utrzymujesz z nim kontaktu?
- Nie.
- Dlaczego?
- To długa historia, Emilie.
Kiedy używał mojego pełnego imienia oznaczało to, że musiał
być zdenerwowany, albo cała ta sytuacja była naprawdę poważna.
- Mamy czas, możesz mi opowiedzieć, chociaż tak w skrócie –
zaproponowałam.
- Innym razem, okej?
- Powiesz chociaż jak on ma na imię? Bo nazywanie go „zielonowłosym
chłopakiem” jest trochę uciążliwe.
- Michael. Na imię ma Michael.
_____________
*Princeton - jeden z najlepszych uniwersytetów w Stanach, znajdujący się niedaleko Nowego Jorku.
*Princeton - jeden z najlepszych uniwersytetów w Stanach, znajdujący się niedaleko Nowego Jorku.
jest 3 nad ranem a ja dodaję rozdział XD
mam nadzieję, że wam się spodobał, zwłaszcza, że pojawił się w nim Michael :D
nie zapominajcie o komentarzach, bo naprawdę uwielbiam je czytać :)
tt: @ayejusteen
nie zapominajcie tez o hashtagu
#FakeFF
Omg !!! To jest świetne. Jestem tak ciekawa o co NAPRAWDE chodzi z Michaelem ale mam wrażenie ze to związane jest z jej porwaniem xd
OdpowiedzUsuńO jejku... I znowu pelno pytan, czm Luke boi sie Mikey'a? Kto byl w domu Emi? Czemu Emilie jest taka ciekawska hahah? No nic, swietny rozdzial, do nastepnego! <3 @Kinnieee
OdpowiedzUsuńA może Michael nie jest zły, tylko jest takim rodzajem... hm, ostrzeżenia? No chyba, że faktycznie źle wspomina znajomość z Lukiem xD
OdpowiedzUsuńOch, pisz następny! :)
~A.
świetny rozdział, kocham tego bloga!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam ff, gdzie Michael był czarnym charakterem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie.
~J.
Yay, dzieje się! Bardzo ciekawi mnie prawdziwy wiek Hemmings'a i jego stwierdzenie... no i Michael, taki bad boy!
OdpowiedzUsuńTe ff jest po prostu.. PERFECT!
OdpowiedzUsuń*O*
świetny xx jest i Majkel
OdpowiedzUsuń