czwartek, 30 października 2014

Rozdział 8



Minął cały tydzień odkąd ostatnio opuściłam swój pokój chociażby na krótką chwilę. Ponownie musiałam pokazać moje kiepskie umiejętności aktorskie, symulując zatrucie pokarmowe, przez które mogłam być nieobecna w szkole. Na moje szczęście rodzice byli na tyle łatwowierni, by się na to nabrać.
Wiadomość, którą dostałam kilka dni temu naprawdę mnie przestraszyła. Po niej pojawiły się kolejne smsy, o równie niepokojącej treści, przez które nie czułam się bezpieczna nawet we własnym domu w towarzystwie mamy i taty. Nie miałam pojęcia dlaczego tamten mężczyzna tak się na mnie uwziął. Nie rozumiałam tego wszystkiego. Powinien domyślić się, że jeśli do tej pory nie zgłosiłam porwania na policję, to już tego nie zrobię. Początkowo byłam pewna, że w końcu mi odpuści, ale byłam w ogromnym błędzie, gdyż z dnia na dzień robiło się coraz niebezpieczniej.
Przez ostatni tydzień ignorowałam wszystkich wokoło. Nie odbierałam połączeń od Natalie, a kiedy dziewczyna przychodziła do mnie, kazałam mówić rodzicom, że źle się czuję i nie jestem w stanie się z nią spotykać. Zachowywałam się okropnie w stosunku do niej, biorąc pod uwagę fakt, iż była ona moją najlepszą przyjaciółką.
Podobnie było z Lukiem. Chłopak dzwonił do mnie niezliczoną ilość razy, pisał setki smsów, nawet kilka razy przyszedł do mojego domu. Byłam z nim umówiona na korepetycje we wtorek i w czwartek, ale nie pojawiłam się na nich, więc Luke pewnie dlatego był zaniepokojony, gdyż nie wiedział jaka była przyczyna mojej nieobecności.
Nastał poniedziałek. Wiedziałam, iż nie mogę dłużej tkwić zamknięta w czterech ścianach i prędzej czy później będę musiała pojawić się w szkole. Byłam w ostatniej klasie liceum, dlatego nie chciałam mieć aż tak ogromnych zaległości w nauce, nawet jeśli opuszczenie domu groziło utratą życia. Musiałam podjąć to ryzyko.
- Emilie, zejdź na dół! - usłyszałam krzyk mamy, dochodzący z dołu mieszkania.
Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy, spakowałam je do torby po czym posłusznie udałam się do kuchni, gdzie zastałam moją rodzicielkę, czytającą poranną gazetę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem drugiego z rodziców, którego nie było wśród nas.
- Gdzie jest tata? – spytałam, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. - Przecież musi mnie zawieźć do szkoły.
- Tata musiał dziś wyjść wcześniej - wyjaśniła mama, nie odrywając wzroku od czytanej gazety. - Będziesz musiała jechać sama.
- O nie - powiedziałam cicho sama do siebie, tak by mnie usłyszała.
Musiałam interweniować. Jazda samochodem bez niczyjego towarzystwa była zbyt ryzykowna. Myśl, Emilie, szybko.
- Mamo, mogę dziś jeszcze zostać w domu? Chyba nie najlepiej się czuję – zaczęłam kaszleć, robiąc skwaszoną minę.
- Nie ma mowy, Emilie. Dyrektorka wczoraj do mnie dzwoniła pytając o to kiedy się pojawisz. Podobno macie kilka ważnych egzaminów w tym tygodniu, na których musisz być obecna, a i tak masz już tydzień zaległości.
- Proszę, mamo - błagałam dalej.
- Skarbie, czy coś się dzieje w szkole, że nie chcesz tam chodzić? - spytała zatroskana.
Zaczęła prawdopodobnie podejrzewać, że coś jest nie tak. Cholera, jestem skończona.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć, usiądź to porozmawiamy - dodała.
- Wszystko w porządku, mamo - powiedziałam zrezygnowana.
Wiedziałam, że tak czy inaczej będę musiała iść do szkoły.
Ze spuszczoną głową opuściłam mieszkanie. Rozejrzałam się wokoło kiedy stałam przy drzwiach wejściowych do mojego auta. Niczego nie zauważyłam, więc wsiadłam do środka. Wzięłam głęboki wdech, zapięłam pas bezpieczeństwa, odpaliłam silnik i ruszyłam do przodu. Jechałam naprawdę bardzo szybko, łamiąc po drodze kilka przepisów, przez które mogłabym zostać zatrzymana przez policję, ale nie przejmowałam się tym. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w budynku szkoły.
Po kilku minutach jazdy, dotarłam do celu. Zaparkowałam na pierwszym wolnym miejscu i biegiem udałam się do środka. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, ale nie obchodziło mnie to. Kiedy znalazłam się na pierwszym piętrze, dostrzegłam Natalie stojącą przy naszych szafkach. Dziewczyna mnie nie widziała, gdyż stała odwrócona tyłem do mnie. Nie była jednak sama. Obok niej stał Calum, z którym zaciekle o czymś dyskutowała, śmiejąc się w międzyczasie. Chłopak mnie zauważył i pomachał do mnie sprawiając, iż dostrzegła mnie również i moja przyjaciółka. Podeszłam więc czym prędzej do nich.
- Emilie, jak dobrze cię widzieć! - Nat krzyknęła, rzucając mi się w ramiona.
- Ciebie też - odparłam, wyswobadzając się z mocnego uścisku. - Cześć, Calum - uśmiechnęłam się do bruneta stojącego obok i obserwującego nas.
- Hej, blondi - powiedział. - Już wyzdrowiałaś? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam, otwierając szafkę i chowając do niej książki, które nie były mi potrzebne. - A co tam u was? Działo się coś ciekawego przez ostatni tydzień?
- Nie - rzekła Natalie. - W szkole jak zwykle nuda, po szkole w sumie też. Dużo cię nie ominęło - wyjaśniła, wzruszając ramionami.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, gdy nagle usłyszałam głośne kroki za sobą. Ktoś biegł w moim kierunku. Odwróciłam się szybko za siebie, by zobaczyć kim była ta osoba. Nim zdążyłam zorientować się co się działo, zostałam mocno uściśnięta przez chłopaka z blond grzywką uniesioną do góry. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdyż był to naprawdę miły gest. Nigdy wcześniej tego nie robił.
- Emi, cieszę się, że cię widzę. - powiedział, oddalając się ode mnie.
- Okej, a teraz mnie puść, bo zaraz się uduszę - odparłam, a on jedynie zaśmiał się słysząc moje słowa.
Kiedy zostałam wypuszczona z jego objęć, poprawiłam torbę na ramieniu, gdyż podczas uścisku zsunęła mi się.
- To wy sobie pogadajcie, a my idziemy na lekcje - Natalie szepnęła mi do ucha, po czym razem z Calumem odeszła w głąb korytarza, zostawiając mnie samą z Lukiem. Spojrzałam na niego, lecz nie mogłam odczytać żadnych emocji z jego oczu, gdyż przykryte były ciemnymi okularami. Dlaczego je nosi gdy na dworze nie ma słońca? Poza tym, jest w szkole. Dziwne. Naprawdę dziwne.
- Jak się czujesz? - Hemmings spytał.
- Dobrze.
- Dlaczego nie odbierałaś jak dzwoniłem do Ciebie? Martwiłem się, że coś ci się stało - rzekł, wkładając ręce do kieszeni swojej bluzy.
- Źle się czułam - skłamałam. - Przepraszam, że nie przyszłam na nasze lekcje. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
- Oczywiście, że nie.
- Dlaczego nie zdejmiesz okularów? – spytałam z ciekawością, lustrując go spojrzeniem.
- Bo dobrze w nich wyglądam – powiedział, śmiejąc się.
- Luke, pytam poważnie – chciałam uspokoić jego rozbawienie.
- Nie zadawaj tylu pytań tylko chodź do klasy, bo się spóźnimy – zignorował mnie, zmieniając temat.
Przewróciłam jedynie oczami, nie do końca rozumiejąc jego dziwne zachowanie. Ale Luke to Luke, on zawsze jest dziwny. Zamknęłam szafkę, po czym zaczęłam kierować się na drugie piętro, gdzie mieliśmy mieć matematykę.
Luke od razu podążył za mną, nie odzywając się ani słowem. Weszliśmy do pomieszczenia i zajęliśmy swoje miejsca. Pani Waters zaczęła prowadzić lekcję, na której początkowo nie mogłam się skupić, ale później wszystko było już w porządku. Kiedy rozwiązywałam jedno z zadań, nagle poczułam wibracje komórki dochodzące z mojej kieszeni. W klasie nie można było używać telefonów, dlatego bardzo dyskretnie wyjęłam go, zakrywając następnie zeszytem, by móc odczytać wiadomość.

„Widzę cię.”

Szybko przekręciłam głowę w kierunku okna, ale nie zauważyłam nikogo na zewnątrz. Wystraszyłam się. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam, że Luke i Calum zaciekle o czymś dyskutują. Blondyn po chwili uderzył pięścią w stół i z powrotem przekręcił się w stronę tablicy. Był zdenerwowany. Nie wiedziałam dlaczego.
- Co się stało? - spytałam, unosząc brew do góry.
- Nic - odparł obojętnie, udając, że jest spokojny.         
- Na pewno?
- Na pewno.
Wiedziałam, że kłamie. Było to widać. Nie chciałam jednak dopytywać o szczegóły, skoro sam nie chciał o tym rozmawiać.
Przez dalszą część lekcji byłam nieobecna. W mojej głowie cały czas była treść wiadomości, którą wcześniej dostałam. To wszystko powoli zaczęło wymykać się spod kontroli. Miałam wrażenie, że niedługo mój czas dobiegnie końca, gdyż tamten człowiek nie zamierzał odpuścić. W myślach bezustannie słyszałam jego słowa "Nie spocznę dopóki nie będziesz martwa". Nie żartował wypowiadając je. Uwziął się na mnie i wiedziałam, że zrobi wszystko, żeby się na mnie zemścić. 

*

Kolejne lekcje zleciały nawet szybko. Byłam rozkojarzona przez cały czas, nie zwracając uwagi na to co działo się w klasie. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, wraz z Natalie udałyśmy się w kierunku wyjścia z budynku.
- Może podwieźć cię do domu? - zaproponowałam przyjaciółce.
Nie chciałam wracać sama.
- Nie - pokręciła głową. - Przyjechałam dziś swoim autem, poza tym muszę jeszcze jechać coś załatwić - powiedziała, uśmiechając się.
- No okej – odparłam zasmucona, wiedząc, że Natalie nie będzie ze mną wracać.
Co mam zrobić? Jak bezpiecznie przejechać te pięć kilometrów do domu?
- To pa, Em – dziewczyna pożegnała się ze mną, całując mój policzek, po czym pobiegła w stronę miejsca, gdzie zaparkowany był jej samochód.
- Pa – rzekłam bezgłośnie, gdy zostałam na parkingu zupełnie sama.
Stojąc i rozmyślając nad tym co powinnam zrobić, dostrzegłam wychodzącego ze szkoły Luke’a. Widząc go, do głowy od razu przyszedł mi pomysł, który za wszelką cenę musiałam zrealizować.
- Luke! – krzyknęłam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
Chłopak od razu odwrócił się w moim kierunku i do mnie pomachał. Po chwili stał już obok mnie.
- Coś się stało? – spytał, chowając do kieszenie telefon, na którym wcześniej coś pisał.
- Może podwiozę cię do domu? – zaproponowałam. – Bo chyba zamierzałeś wracać na piechotę.
Uśmiechnął się.
- Okej – bez wahania zgodził się.
Niezmiernie się ucieszyłam, gdyż nie będę zmuszona wracać do domu sama.
Podeszliśmy do stojącego nieopodal samochodu, po czym wsiedliśmy do środka. Włączyłam radio, zapięłam pas i kątem oka zerknęłam na siedzącego obok mnie Luke’a. Wciąż miał na sobie okulary. Musiałam poznać prawdziwy powód, dla którego nie chciał ich zdjąć. Wiedziałam, że dobrowolnie mi tego nie powie, dlatego postanowiłam rozegrać to po swojemu.
- Luke? – odezwałam się, a on odwrócił głowę w moim kierunku.
- Tak? – spytał.
Wtedy ja szybkim ruchem chwyciłam jego okulary i odsłoniłam jego błękitne oczy. Zakryłam usta dłonią widząc to, co Hemmings próbował ukryć. Nad jego prawą powieką widniało dużych rozmiarów rozcięcie, natomiast całe lewe oko było napuchnięte a skóra wokół niego przybrało ciemno fioletowy odcień.
- Oszalałaś?! – krzyknął zdenerwowany.
- Przepraszam, musiałam poznać prawdę – odparłam.
- Kurwa – jęknął, wyrywając mi okulary z rąk i z powrotem je włożył.
- Co ci się stało? Ktoś cię pobił? – pytałam, ignorując jego rosnącą złość.
- Nieważne – odpowiedział, odwracając głowę z w drugą stronę, tak by nie musieć na mnie patrzeć.
- Nie bądź taki, Luke – rzekłam, próbując go uspokoić – Wiesz, że możesz mi zaufać.
- To nie twoja sprawa, Emilie.
Musi być naprawdę zdenerwowany jeśli mówi do mnie używając mojego pełnego imienia. Nie chciałam wkurzać go jeszcze bardziej, dlatego odpaliłam silnik i wyjechałam samochodem na ulicę.
Przez całą drogę trwającą nieco ponad dziesięć minut, jechaliśmy w absolutnej ciszy. Żadne z nas nie odzywało się ani słowem. W tle słychać było jedynie piosenki lecące z radia.
- Gdzie mieszkasz? – spytałam w końcu, przerywając natarczywe milczenie.
Musiałam go o to zapytać, gdyż nie wiedziałam dokąd miałam go zawieźć.
- Wysiądę pod twoim domem, mieszkam niedaleko – odparł, nie patrząc na mnie.
- Mogę cię podwieźć, jeśli…
- Nie – przerwał mi. – Wysiądę tutaj – powiedział, kiedy zatrzymałam samochód na poboczu, zaraz przed moim domem.
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami, nie kwestionując podjętej przez niego decyzji.
Widziałam, że wciąż nie był w zbyt dobrym nastroju. Powoli zaczęłam żałować, że ściągnęłam mu okulary. Być może nie chciał o tym rozmawiać, bo czuł się niezręcznie? Może miał jakieś kłopoty? Moja ciekawość oczywiście przejęła nade mną kontrolę i musiała wszystko zniszczyć.
- Przepraszam – powiedziałam, spuszczając głowę.
- Okej – odparł, w końcu odwracając się w moim kierunku.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie powinnam była tego robić – kontynuowałam.
- Jesteś strasznie ciekawska, wiesz o tym?
- Tak, to moja największa wada – zgodziłam się z nim.
- Dzięki za podwiezienie – powiedział, porzucając temat dotyczący jego podbitego oka.
- Nie ma sprawy.
- To do zobaczenia – otworzył drzwi, po czym wysiadł na zewnątrz.
- Pa – odpowiedziałam, machając do niego.
Wjechałam samochodem do garażu, wzięłam leżącą na tylnym siedzeniu torbę a następnie zaczęłam iść w kierunku drzwi wejściowych do domu. Kiedy szukałam kluczy, moją uwagę zwrócił czarny mercedes jadący powoli przez ulicę, na której mieszkałam. Ten sam mercedes, który podążał za mną w drodze do szkoły, ten sam, który jechał za mną gdy z niej wracałam. Zaciekawiona chciałam dowiedzieć się kto siedzi za kierownicą. Niestety mocno przyciemnione szyby utrudniały mi to i ledwo byłam w stanie dostrzec zarys postaci prowadzącej auto. Chcąc pozostać niezauważona, szybko przykucnęłam, ukrywając się za rosnącym przy chodniku żywopłocie. Wychyliłam zza niego głowę i obserwowałam całą sytuację. Kiedy samochód zniknął mi z pola widzenia, szybko przemknęłam do przodu, po czym stanęłam za rosnącym nieopodal drzewie. W oddali dostrzegłam Luke’a który stał na chodniku i rozmawiał z kimś przez telefon. Po chwili mercedes znalazł się obok niego, po czym zatrzymał się. Hemmings rozejrzał się wokoło, po czym wsiadł do środka, a auto z piskiem opon ruszyło z miejsca, skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Byłam w niemałym szoku. Co to wszystko miało znaczyć? Nie rozumiałam niczego. Co, do cholery się tutaj dzieje?

 __________________________

spieprzyłam ten rozdział, wybaczcie. postaram się by następny był lepszy.



zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI
a jeśli zmieniacie username na Twitterze to napiszcie mi o tym, żebym mogła dalej was informować.
już w sobotę 1 listopada ruszam z zupełnie nowym fanfiction, dlatego jeśli lubicie czytać historie pisane przeze mnie, dodajcie GOOD MEETS EVIL do reading list a prolog zobaczycie już za kilka dni!
twitter: @ayejusteen
nie zapominajcie o hashtagu #FakeFF
:)



3 komentarze:

  1. O matko moja! Nie spodziewałam się takiego zakończenia o.O Generalnie, brak mi słów xd Chyba jestem w zbyt wielkim szoku, żeby napisać coś sensownego.
    Pisz, dziewczyno, bo mnie tu ciekawość zżera! :D
    @esparquez

    OdpowiedzUsuń
  2. nic nie kumam ;/ myślałam że ten mercedes to ktoś zły, a tu Luke do niego wsiada ;o

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie najbardziej z rozdziału utkwiła w pamięci mowa-trawa:
    - Nie ma sprawy.
    - Do zobaczenia.
    - Pa.
    Nie owijając, cały rozdział był na tyle przeciętny, że we mnie nawet końcówka nie wzbudziła emocji, bo najprościej w świecie ją przeoczyłam. Ale spokojnie, rozumiem wszystko i czekam na coś więcej : )
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń