Minął cały tydzień odkąd ostatnio
opuściłam swój pokój chociażby na krótką chwilę. Ponownie musiałam pokazać moje
kiepskie umiejętności aktorskie, symulując zatrucie pokarmowe, przez które
mogłam być nieobecna w szkole. Na moje szczęście rodzice byli na tyle
łatwowierni, by się na to nabrać.
Wiadomość, którą dostałam kilka dni temu
naprawdę mnie przestraszyła. Po niej pojawiły się kolejne smsy, o równie
niepokojącej treści, przez które nie czułam się bezpieczna nawet we własnym
domu w towarzystwie mamy i taty. Nie miałam pojęcia dlaczego tamten mężczyzna
tak się na mnie uwziął. Nie rozumiałam tego wszystkiego. Powinien domyślić się,
że jeśli do tej pory nie zgłosiłam porwania na policję, to już tego nie zrobię.
Początkowo byłam pewna, że w końcu mi odpuści, ale byłam w ogromnym błędzie,
gdyż z dnia na dzień robiło się coraz niebezpieczniej.
Przez ostatni tydzień ignorowałam
wszystkich wokoło. Nie odbierałam połączeń od Natalie, a kiedy dziewczyna
przychodziła do mnie, kazałam mówić rodzicom, że źle się czuję i nie jestem w
stanie się z nią spotykać. Zachowywałam się okropnie w stosunku do niej, biorąc
pod uwagę fakt, iż była ona moją najlepszą przyjaciółką.
Podobnie było z Lukiem. Chłopak dzwonił
do mnie niezliczoną ilość razy, pisał setki smsów, nawet kilka razy przyszedł
do mojego domu. Byłam z nim umówiona na korepetycje we wtorek i w czwartek, ale
nie pojawiłam się na nich, więc Luke pewnie dlatego był zaniepokojony, gdyż nie
wiedział jaka była przyczyna mojej nieobecności.
Nastał poniedziałek. Wiedziałam, iż nie
mogę dłużej tkwić zamknięta w czterech ścianach i prędzej czy później będę
musiała pojawić się w szkole. Byłam w ostatniej klasie liceum, dlatego nie
chciałam mieć aż tak ogromnych zaległości w nauce, nawet jeśli opuszczenie domu
groziło utratą życia. Musiałam podjąć to ryzyko.
- Emilie, zejdź na dół! - usłyszałam
krzyk mamy, dochodzący z dołu mieszkania.
Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy,
spakowałam je do torby po czym posłusznie udałam się do kuchni, gdzie zastałam
moją rodzicielkę, czytającą poranną gazetę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu,
szukając wzrokiem drugiego z rodziców, którego nie było wśród nas.
- Gdzie jest tata? – spytałam, nerwowo
zaciskając dłonie w pięści. - Przecież musi mnie zawieźć do szkoły.
- Tata musiał dziś wyjść wcześniej -
wyjaśniła mama, nie odrywając wzroku od czytanej gazety. - Będziesz musiała
jechać sama.
- O nie - powiedziałam cicho sama do
siebie, tak by mnie usłyszała.
Musiałam interweniować. Jazda samochodem
bez niczyjego towarzystwa była zbyt ryzykowna. Myśl, Emilie, szybko.
- Mamo, mogę dziś jeszcze zostać w domu?
Chyba nie najlepiej się czuję – zaczęłam kaszleć, robiąc skwaszoną minę.
- Nie ma mowy, Emilie. Dyrektorka wczoraj
do mnie dzwoniła pytając o to kiedy się pojawisz. Podobno macie kilka ważnych
egzaminów w tym tygodniu, na których musisz być obecna, a i tak masz już
tydzień zaległości.
- Proszę, mamo - błagałam dalej.
- Skarbie, czy coś się dzieje w szkole,
że nie chcesz tam chodzić? - spytała zatroskana.
Zaczęła prawdopodobnie podejrzewać, że
coś jest nie tak. Cholera, jestem skończona.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć, usiądź
to porozmawiamy - dodała.
- Wszystko w porządku, mamo -
powiedziałam zrezygnowana.
Wiedziałam, że tak czy inaczej będę
musiała iść do szkoły.
Ze spuszczoną głową opuściłam mieszkanie.
Rozejrzałam się wokoło kiedy stałam przy drzwiach wejściowych do mojego auta.
Niczego nie zauważyłam, więc wsiadłam do środka. Wzięłam głęboki wdech,
zapięłam pas bezpieczeństwa, odpaliłam silnik i ruszyłam do przodu. Jechałam
naprawdę bardzo szybko, łamiąc po drodze kilka przepisów, przez które mogłabym
zostać zatrzymana przez policję, ale nie przejmowałam się tym. Chciałam jak
najszybciej znaleźć się w budynku szkoły.
Po kilku minutach jazdy, dotarłam do celu.
Zaparkowałam na pierwszym wolnym miejscu i biegiem udałam się do środka. Ludzie
dziwnie na mnie patrzyli, ale nie obchodziło mnie to. Kiedy znalazłam się na
pierwszym piętrze, dostrzegłam Natalie stojącą przy naszych szafkach.
Dziewczyna mnie nie widziała, gdyż stała odwrócona tyłem do mnie. Nie była
jednak sama. Obok niej stał Calum, z którym zaciekle o czymś dyskutowała,
śmiejąc się w międzyczasie. Chłopak mnie zauważył i pomachał do mnie
sprawiając, iż dostrzegła mnie również i moja przyjaciółka. Podeszłam więc czym
prędzej do nich.
- Emilie, jak dobrze cię widzieć! - Nat
krzyknęła, rzucając mi się w ramiona.
- Ciebie też - odparłam, wyswobadzając
się z mocnego uścisku. - Cześć, Calum - uśmiechnęłam się do bruneta stojącego
obok i obserwującego nas.
- Hej, blondi - powiedział. - Już
wyzdrowiałaś? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam, otwierając szafkę
i chowając do niej książki, które nie były mi potrzebne. - A co tam u was?
Działo się coś ciekawego przez ostatni tydzień?
- Nie - rzekła Natalie. - W szkole jak
zwykle nuda, po szkole w sumie też. Dużo cię nie ominęło - wyjaśniła,
wzruszając ramionami.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, gdy nagle
usłyszałam głośne kroki za sobą. Ktoś biegł w moim kierunku. Odwróciłam się
szybko za siebie, by zobaczyć kim była ta osoba. Nim zdążyłam zorientować się
co się działo, zostałam mocno uściśnięta przez chłopaka z blond grzywką
uniesioną do góry. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdyż był to naprawdę miły
gest. Nigdy wcześniej tego nie robił.
- Emi, cieszę się, że cię widzę. -
powiedział, oddalając się ode mnie.
- Okej, a teraz mnie puść, bo zaraz się
uduszę - odparłam, a on jedynie zaśmiał się słysząc moje słowa.
Kiedy zostałam wypuszczona z jego objęć,
poprawiłam torbę na ramieniu, gdyż podczas uścisku zsunęła mi się.
- To wy sobie pogadajcie, a my idziemy na
lekcje - Natalie szepnęła mi do ucha, po czym razem z Calumem odeszła w głąb
korytarza, zostawiając mnie samą z Lukiem. Spojrzałam na niego, lecz nie mogłam
odczytać żadnych emocji z jego oczu, gdyż przykryte były ciemnymi okularami.
Dlaczego je nosi gdy na dworze nie ma słońca? Poza tym, jest w szkole. Dziwne.
Naprawdę dziwne.
- Jak się czujesz? - Hemmings spytał.
- Dobrze.
- Dlaczego nie odbierałaś jak dzwoniłem
do Ciebie? Martwiłem się, że coś ci się stało - rzekł, wkładając ręce do
kieszeni swojej bluzy.
- Źle się czułam - skłamałam. -
Przepraszam, że nie przyszłam na nasze lekcje. Mam nadzieję, że nie masz mi
tego za złe.
- Oczywiście, że nie.
- Dlaczego nie zdejmiesz okularów? –
spytałam z ciekawością, lustrując go spojrzeniem.
- Bo dobrze w nich wyglądam – powiedział,
śmiejąc się.
- Luke, pytam poważnie – chciałam
uspokoić jego rozbawienie.
- Nie zadawaj tylu pytań tylko chodź do
klasy, bo się spóźnimy – zignorował mnie, zmieniając temat.
Przewróciłam jedynie oczami, nie do końca
rozumiejąc jego dziwne zachowanie. Ale Luke to Luke, on zawsze jest dziwny.
Zamknęłam szafkę, po czym zaczęłam kierować się na drugie piętro, gdzie
mieliśmy mieć matematykę.
Luke od razu podążył za mną, nie
odzywając się ani słowem. Weszliśmy do pomieszczenia i zajęliśmy swoje miejsca.
Pani Waters zaczęła prowadzić lekcję, na której początkowo nie mogłam się
skupić, ale później wszystko było już w porządku. Kiedy rozwiązywałam jedno z
zadań, nagle poczułam wibracje komórki dochodzące z mojej kieszeni. W klasie
nie można było używać telefonów, dlatego bardzo dyskretnie wyjęłam go,
zakrywając następnie zeszytem, by móc odczytać wiadomość.
„Widzę cię.”
Szybko przekręciłam głowę w kierunku
okna, ale nie zauważyłam nikogo na zewnątrz. Wystraszyłam się. Odwróciłam się
do tyłu i zobaczyłam, że Luke i Calum zaciekle o czymś dyskutują. Blondyn po
chwili uderzył pięścią w stół i z powrotem przekręcił się w stronę tablicy. Był
zdenerwowany. Nie wiedziałam dlaczego.
- Co się stało? - spytałam, unosząc brew
do góry.
- Nic - odparł
obojętnie, udając, że jest spokojny.
- Na pewno?
- Na pewno.
Wiedziałam, że kłamie. Było to widać. Nie
chciałam jednak dopytywać o szczegóły, skoro sam nie chciał o tym rozmawiać.
Przez dalszą część lekcji byłam
nieobecna. W mojej głowie cały czas była treść wiadomości, którą wcześniej
dostałam. To wszystko powoli zaczęło wymykać się spod kontroli. Miałam
wrażenie, że niedługo mój czas dobiegnie końca, gdyż tamten człowiek nie
zamierzał odpuścić. W myślach bezustannie słyszałam jego słowa "Nie
spocznę dopóki nie będziesz martwa". Nie żartował wypowiadając je. Uwziął
się na mnie i wiedziałam, że zrobi wszystko, żeby się na mnie zemścić.
*
Kolejne lekcje zleciały nawet szybko.
Byłam rozkojarzona przez cały czas, nie zwracając uwagi na to co działo się w
klasie. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, wraz z Natalie udałyśmy się w kierunku
wyjścia z budynku.
- Może podwieźć cię do domu? -
zaproponowałam przyjaciółce.
Nie chciałam wracać sama.
- Nie - pokręciła głową. - Przyjechałam
dziś swoim autem, poza tym muszę jeszcze jechać coś załatwić - powiedziała,
uśmiechając się.
- No okej – odparłam zasmucona, wiedząc,
że Natalie nie będzie ze mną wracać.
Co mam zrobić? Jak bezpiecznie przejechać
te pięć kilometrów do domu?
- To pa, Em – dziewczyna pożegnała się ze
mną, całując mój policzek, po czym pobiegła w stronę miejsca, gdzie zaparkowany
był jej samochód.
- Pa – rzekłam bezgłośnie, gdy zostałam
na parkingu zupełnie sama.
Stojąc i rozmyślając nad tym co powinnam
zrobić, dostrzegłam wychodzącego ze szkoły Luke’a. Widząc go, do głowy od razu
przyszedł mi pomysł, który za wszelką cenę musiałam zrealizować.
- Luke! – krzyknęłam, chcąc zwrócić na
siebie jego uwagę.
Chłopak od razu odwrócił się w moim
kierunku i do mnie pomachał. Po chwili stał już obok mnie.
- Coś się stało? – spytał, chowając do
kieszenie telefon, na którym wcześniej coś pisał.
- Może podwiozę cię do domu? –
zaproponowałam. – Bo chyba zamierzałeś wracać na piechotę.
Uśmiechnął się.
- Okej – bez wahania zgodził się.
Niezmiernie się ucieszyłam, gdyż nie będę
zmuszona wracać do domu sama.
Podeszliśmy do stojącego nieopodal
samochodu, po czym wsiedliśmy do środka. Włączyłam radio, zapięłam pas i kątem
oka zerknęłam na siedzącego obok mnie Luke’a. Wciąż miał na sobie okulary. Musiałam
poznać prawdziwy powód, dla którego nie chciał ich zdjąć. Wiedziałam, że
dobrowolnie mi tego nie powie, dlatego postanowiłam rozegrać to po swojemu.
- Luke? – odezwałam się, a on odwrócił
głowę w moim kierunku.
- Tak? – spytał.
Wtedy ja szybkim ruchem chwyciłam jego
okulary i odsłoniłam jego błękitne oczy. Zakryłam usta dłonią widząc to, co
Hemmings próbował ukryć. Nad jego prawą powieką widniało dużych rozmiarów
rozcięcie, natomiast całe lewe oko było napuchnięte a skóra wokół niego
przybrało ciemno fioletowy odcień.
- Oszalałaś?! – krzyknął zdenerwowany.
- Przepraszam, musiałam poznać prawdę –
odparłam.
- Kurwa – jęknął, wyrywając mi okulary z
rąk i z powrotem je włożył.
- Co ci się stało? Ktoś cię pobił? –
pytałam, ignorując jego rosnącą złość.
- Nieważne – odpowiedział, odwracając
głowę z w drugą stronę, tak by nie musieć na mnie patrzeć.
- Nie bądź taki, Luke – rzekłam, próbując
go uspokoić – Wiesz, że możesz mi zaufać.
- To nie twoja sprawa, Emilie.
Musi być naprawdę zdenerwowany jeśli mówi
do mnie używając mojego pełnego imienia. Nie chciałam wkurzać go jeszcze
bardziej, dlatego odpaliłam silnik i wyjechałam samochodem na ulicę.
Przez całą drogę trwającą nieco ponad
dziesięć minut, jechaliśmy w absolutnej ciszy. Żadne z nas nie odzywało się ani
słowem. W tle słychać było jedynie piosenki lecące z radia.
- Gdzie mieszkasz? – spytałam w końcu,
przerywając natarczywe milczenie.
Musiałam go o to zapytać, gdyż nie
wiedziałam dokąd miałam go zawieźć.
- Wysiądę pod twoim domem, mieszkam
niedaleko – odparł, nie patrząc na mnie.
- Mogę cię podwieźć, jeśli…
- Nie – przerwał mi. – Wysiądę tutaj –
powiedział, kiedy zatrzymałam samochód na poboczu, zaraz przed moim domem.
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami, nie
kwestionując podjętej przez niego decyzji.
Widziałam, że wciąż nie był w zbyt dobrym
nastroju. Powoli zaczęłam żałować, że ściągnęłam mu okulary. Być może nie
chciał o tym rozmawiać, bo czuł się niezręcznie? Może miał jakieś kłopoty? Moja
ciekawość oczywiście przejęła nade mną kontrolę i musiała wszystko zniszczyć.
- Przepraszam – powiedziałam, spuszczając
głowę.
- Okej – odparł, w końcu odwracając się w
moim kierunku.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie powinnam była tego robić –
kontynuowałam.
- Jesteś strasznie ciekawska, wiesz o
tym?
- Tak, to moja największa wada –
zgodziłam się z nim.
- Dzięki za podwiezienie – powiedział,
porzucając temat dotyczący jego podbitego oka.
- Nie ma sprawy.
- To do zobaczenia – otworzył drzwi, po
czym wysiadł na zewnątrz.
- Pa – odpowiedziałam, machając do niego.
Wjechałam samochodem do garażu, wzięłam
leżącą na tylnym siedzeniu torbę a następnie zaczęłam iść w kierunku drzwi
wejściowych do domu. Kiedy szukałam kluczy, moją uwagę zwrócił czarny mercedes
jadący powoli przez ulicę, na której mieszkałam. Ten sam mercedes, który
podążał za mną w drodze do szkoły, ten sam, który jechał za mną gdy z niej
wracałam. Zaciekawiona chciałam dowiedzieć się kto siedzi za kierownicą. Niestety
mocno przyciemnione szyby utrudniały mi to i ledwo byłam w stanie dostrzec zarys
postaci prowadzącej auto. Chcąc pozostać niezauważona, szybko przykucnęłam,
ukrywając się za rosnącym przy chodniku żywopłocie. Wychyliłam zza niego głowę
i obserwowałam całą sytuację. Kiedy samochód zniknął mi z pola widzenia, szybko
przemknęłam do przodu, po czym stanęłam za rosnącym nieopodal drzewie. W oddali
dostrzegłam Luke’a który stał na chodniku i rozmawiał z kimś przez telefon. Po
chwili mercedes znalazł się obok niego, po czym zatrzymał się. Hemmings
rozejrzał się wokoło, po czym wsiadł do środka, a auto z piskiem opon ruszyło z
miejsca, skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Byłam w niemałym szoku. Co to wszystko
miało znaczyć? Nie rozumiałam niczego. Co, do cholery się tutaj dzieje?
__________________________
spieprzyłam ten rozdział, wybaczcie. postaram się by następny był lepszy.
zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI
a jeśli zmieniacie username na Twitterze to napiszcie mi o tym, żebym mogła dalej was informować.
już w sobotę 1 listopada ruszam z zupełnie nowym fanfiction, dlatego jeśli lubicie czytać historie pisane przeze mnie, dodajcie GOOD MEETS EVIL do reading list a prolog zobaczycie już za kilka dni!
ask: @YourDream16
twitter: @ayejusteen
nie zapominajcie o hashtagu #FakeFF
:)
O matko moja! Nie spodziewałam się takiego zakończenia o.O Generalnie, brak mi słów xd Chyba jestem w zbyt wielkim szoku, żeby napisać coś sensownego.
OdpowiedzUsuńPisz, dziewczyno, bo mnie tu ciekawość zżera! :D
@esparquez
nic nie kumam ;/ myślałam że ten mercedes to ktoś zły, a tu Luke do niego wsiada ;o
OdpowiedzUsuńA mnie najbardziej z rozdziału utkwiła w pamięci mowa-trawa:
OdpowiedzUsuń- Nie ma sprawy.
- Do zobaczenia.
- Pa.
Nie owijając, cały rozdział był na tyle przeciętny, że we mnie nawet końcówka nie wzbudziła emocji, bo najprościej w świecie ją przeoczyłam. Ale spokojnie, rozumiem wszystko i czekam na coś więcej : )
Pozdrawiam!