piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 18




 UWAGA! Ten rozdział jest chyba najważniejszy ze wszystkich, które pojawiły się do tej pory. Od razu uprzedzam,że nie liczcie na nie wiadomo ile akcji, ale kilka rzeczy, które do tej pory były zagadką, teraz się wyjaśnią, więc poznacie już część prawdy.

- Emilie, co ty tutaj robisz?
Słysząc znajomy głos, kamień od razu spadł mi z serca. Otworzyłam oczy i odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nic mi nie grozi. Jednak to nie zmieniało faktu, że Luke powinien był mnie uprzedzić, że ktoś znajduje się w środku, wtedy uniknęłabym niepotrzebnego strachu i paniki, których doświadczyłam zaledwie kilka sekund temu.
- Raczej co ty tutaj robisz, Calum? – spytałam, będąc zdziwiona jego obecnością równie bardzo jak on moją. Oboje przez następną chwilę staliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem.
- No jak to co tutaj robię? – zironizował. - Mieszkam – odpowiedział w końcu, wzruszając ramionami.
- Co? – zdziwiłam się.
Nie sądziłam, że Luke mieszka razem z nim; w sumie nie wiedziałam, że on w ogóle ma swój dom. Przez ostatnie tygodnie żyłam w przekonaniu, że mieszka z rodzicami gdzieś niedaleko mnie. Oczywiście jak zwykle okazało się to być kolejnym kłamstwem z jego strony. Czy jakiekolwiek słowo, które wyszło z jego ust w mojej obecności było prawdą? Zaczęłam szczerze w to wątpić. Pieprzony kłamca.
- Czyli nic ci jeszcze nie powiedział – stwierdził, ignorując mnie, po czym wycofał się i ponownie wrócił do pomieszczenia, w którym znajdował się wcześniej. Od razu podążyłam za nim. Po chwili znalazłam się w dużym salonie, w którym panował straszny bałagan.
- Mieszkacie tu sami? – spytałam zaciekawiona, rozglądając się i wchodząc w głąb pomieszczenia gdzie zajęłam miejsce na dużej skórzanej kanapie, tuż obok Caluma. Czekałam na odpowiedź z jego strony przez dłuższą chwilę i w końcu uświadomiłam sobie, że nie zamierzał mi jej udzielać. – Hood, ogłuchłeś, czy co? – odezwałam się w końcu, szturchając go w ramię, za które od razu się złapał i spojrzał na mnie groźnie.
- Luke powinien zaraz wrócić – odparł cicho, odwracając wzrok, po czym włączył wiszący na ścianie telewizor i zaczął skakać po kanałach.
Nie dopytywałam dalej, ponieważ wiedziałam, że i tak nie uda mi się wyciągnąć od niego żadnych informacji. Byłam pewna, że Hemmings kazał mu trzymać gębę na kłódkę.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy przez następne dwadzieścia, może trzydzieści minut. Zaczęło mnie to coraz bardziej drażnić, dlatego też postanowiłam ponownie zacząć rozmowę.
- Nie pojawiliście się w naszej szkole przypadkowo, prawda? – spytałam, zerkając na niego. Od razu dostrzegłam to jak żyła na jego czole zaczęła pulsować, a jego dłonie mocniej się zacisnęły. Nie odzywał się, ale tym razem postanowiłam nie dać za wygraną. Calum nie wyglądał na tak upartą osobę jak Luke, więc był łatwiejszym celem do wyciągania informacji. – Odpowiedz, a obiecuję, że o nic więcej już nie spytam. – dodałam, próbując dalej go zachęcić. On natomiast głośno przełknął ślinę i przeniósł swój wzrok na mnie.
- Nie – odparł cicho, po czym ponownie zaczął wpatrywać się w ekran telewizora.
- Wiedziałam – szepnęłam sama do siebie, wiedząc, że moje przypuszczenia właśnie się potwierdziły.
- Chodziło mi o to, że nie odpowiem na twoje pytanie – odezwał się po chwili, a ja od razu poczułam się strasznie rozczarowana. Już byłam przekonana, że zagadka powoli zaczynała się rozwiązywać. Niestety jednak wciąż pozostawałam bez odpowiedzi na dziesiątki pytań, które pojawiały się w mojej głowie. Jedyne co mogłam w tej sytuacji zrobić, to czekać na powrót Luke’a, który był kluczem do rozwikłania tej sprawy.
Westchnęłam zawiedziona i położyłam głowę kanapie. Nie odzywałam się już więcej do Caluma, wiedząc, że i tak niczego się od niego nie dowiem. Czas mijał coraz wolniej a ja z niecierpliwością czekałam aż Hemmings wróci.
*
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą. Już dawno powinnam była być w domu. Był środek tygodnia, więc rodzice zazwyczaj nie zgadzali się na tak późne powroty. Wiedziałam, że będę mieć przez to przechlapane. Już sama nie wiedziałam co gorsze; to, czy może fakt, że miałam na karku jakiegoś psychopatę, który wciąż czyhał na moje życie.
Kiedy miałam już prosić Caluma o to, by odwiózł mnie do domu, usłyszałam dźwięk samochodowego silnika na zewnątrz. Oznaczać to mogło tylko jedno: wrócił. Wiedziałam, że czeka nas naprawdę poważna rozmowa, dlatego też próbowałam zachować spokój i nie denerwować się zawczasu.
Po chwili wszedł do środka.
- Widzę, że się rozgościłaś – powiedział na wstępie, po czym podszedł do kanapy i zajął miejsce pomiędzy mną a Calumem.
- A miałam jakieś inne wyjście? – spytałam retorycznie, wywracając oczami. – Poza tym, dzięki za uprzedzenie mnie, że nie mieszkasz tu sam, prawie padłam na zawał – prychnęłam, wskazując głową na Hooda.
- Daj spokój, Calum nie jest przecież taki straszny – zaśmiał się Luke, szturchając w ramię swojego przyjaciela.
- Od jak dawna mieszkacie tutaj? – spytałam, ignorując jego ani trochę nieśmieszny żart.
Oboje zerknęli na siebie jednocześnie, posyłając sobie jakieś dziwne, znaczące spojrzenia.
- Od ponad roku – odparł Luke.
- Kłamiesz – stwierdziłam od razu.
- Dlaczego miałbym kłamać? – oburzył się.
- Bo ciągle to robisz, wszystko co mi mówiłeś nie było prawdą, nie wiem nawet czy naprawdę nazywasz się Luke Hemmings – odpowiedziałam.
- Przykro mi, że oskarżasz mnie o takie rzeczy – udał zasmuconego, lecz tak naprawdę widziałam, że moje słowa go nie ruszały.
Postawa, którą Luke przyjął w tamtej chwili strasznie mnie irytowała. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie i arogancki w stosunku do mnie. Wszystko próbował obrócić w żart, podczas gdy ta sytuacja ani trochę nie była zabawna. Wręcz przeciwnie.
 - A mnie jest przykro, że masz mnie za idiotkę, wciskając mi te wszystkie bzdury i myśląc, że w nie uwierzę – zdenerwowałam się i podniosłam nieco ton mojego głosu.
- Chyba czas jej wszystko powiedzieć, Luke – wtrącił się Calum. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że to powiedział.
Hemmings jedynie westchnął.
- No dobra. – zgodził się w końcu, po czym wstał z kanapy i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Nie wiedziałam o co mu chodziło, więc posłałam mu pytające spojrzenie. – Chodź ze mną. – powiedział, po czym chwycił moją rękę i zaczął prowadzić mnie w kierunku schodów prowadzących na górę. – To co za chwilę ci powiem jest naprawdę ważne, więc potrzebujemy spokojniejszego miejsca na tą rozmowę – wyjaśnił, rozwiewając tym samym wszystkie wątpliwości, które miałam.
- Ok – przytaknęłam, ściskając mocniej jego dłoń i idąc za nim.
Coraz bardziej zaczynałam obawiać się tego, co zaraz miałam usłyszeć. Nie wiedziałam, czego powinnam była się spodziewać. Prawda, którą miałam poznać, może miała być bolesna, ale na pewno była lepszym wyjściem niż dalsze okłamywanie mnie na każdym kroku. Miałam już dość życia w ciągłej nieświadomości. Naprawdę chciałam się dowiedzieć co działo się nie tylko wokół mnie, ale również i za moimi plecami.
Po chwili znaleźliśmy się pod drzwiami do jednego z pomieszczeń, znajdujących się na piętrze. Kiedy weszliśmy do środka, zorientowałam się, że musiał być to jego pokój. Wnętrze odzwierciedlało jego osobę; dominował tam nieład i ciemne kolory. Z jednej strony było tam dość mrocznie, ale z drugiej dość przyjemnie.
Luke zamknął za sobą drzwi, powodując, że spojrzałam na niego, będąc lekko przerażona. On najwyraźniej od razu wyczuł mój strach.
- Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię – zapewnił mnie, nim ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Przytaknęłam jedynie, po czym podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Luke zajął miejsce na jednym z krzeseł, naprzeciwko mnie. Widziałam jak bardzo zdenerwowany był; jego dłonie przez cały czas zaciśnięte były w pięści, a wzrok błądził we wszystkich kierunkach, za wszelką cenę unikając mojego spojrzenia.
- Możesz zacząć? – ponagliłam go, czując się coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Mam tylko jedną prośbę – odparł.
- Jaką? – spytałam.
- Nie przerywaj mi i wysłuchaj mnie do końca, ok? – poprosił, a ja od razu skinęłam głową na znak, że się zgadzam.
- No dobra, zacznijmy więc od początku – wziął głęboki wdech, po czym w końcu uraczył mnie swoim spojrzeniem. – Tamtej nocy, w ostatni dzień wakacji, kiedy poszłaś z Natalie na imprezę…
- Skąd o tym wiesz?! – krzyknęłam zdzwiona, łamiąc tym samym obietnicę, którą złożyłam mu dosłownie kilka sekund wcześniej.
Spojrzał na mnie groźnie.
- Mówiłem, nie przerywaj – powiedział lekko poirytowany moim zachowaniem. – Kontynuując, gdybyś wtedy weszła do środka, gdybyś nie była tak ciekawska, nic złego by ci teraz nie groziło – mówił dalej, a ja patrzyłam na niego z zaciekawieniem. – Ale no nieważne, bo czasu przecież nie cofniesz. Widziałaś dwóch facetów kradnących auto, prawda? – spytał, a ja skinęłam głową. – Tak się składa, że jeden z nich to najgorsza gnida jaka chodzi po tej planecie. To on cię porwał, to on chciał cię zabić. Gdybyś tylko wiedziała ilu niewinnych ludzi przez niego zginęło. A wszystko po to, by to, czym on się zajmuje, nie wyszło na jaw. Jeżeli ktoś przez całkowity przypadek staje się świadkiem jego zbrodni, nie ma szans, by ten dupek odpuścił, dopóki tego kogoś nie sprzątnie – zrobił, krótką pauzę, zastanawiając się pewnie nad odpowiednim doborem słów. – Tak czy inaczej – kontynuował. – Jesteś jego celem już od kilku tygodni. Idiota nadal myśli, że pójdziesz na policję i wszystko im wyśpiewasz. A nie zamierzasz i nigdy nie zamierzałaś tego robić, prawda? – zapytał, na co ja przytaknęłam. – No właśnie, ale on tego nie rozumie. Boi się, że to, czym się zajmuje się wyda. Oczywiście gliny od dawna o tym wiedzą, ale nie udało im się jeszcze go złapać.
Dałam mu sygnał, że chciałam coś powiedzieć. Nie mogłam dalej wytrzymać, nie po tym co właśnie usłyszałam, a byłam pewna, że to dopiero początek i za chwilę miałam poznać dalszą część.
- To ty mnie uratowałeś, prawda? – spytałam.
- Tak. Ja i Calum – odpowiedział.
- Dlaczego? Przecież mnie nie znałeś, byłam dla ciebie kimś obcym, równie dobrze mógłbyś pozwolić, by on – kimkolwiek on jest – mnie zabił. – mówiłam, czując, że mój głos zaczyna się łamać. Nadmiar emocji dał o sobie znać.
- Nienawidzę kiedy giną niewinni ludzie – wyjaśnił. – Nie mogłem przecież tak po prostu pozwolić, by ten popapraniec odebrał ci życie. Przecież jesteś zwyczajną dziewczyną, która ma zwyczajne życie, nie zasługujesz na to, żeby je stracić, tylko dlatego, że przypadkowo znalazłaś się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie.
- Czyli ty i Calum nie pojawiliście się w naszej szkole przypadkowo? – pytałam dalej.
- Nie – pokręcił głową. – To jest ta gorsza część, którą i tak muszę ci powiedzieć, więc posłuchaj uważnie. – dodał, na co ja przytaknęłam. – Na początku Calum nie chciał się zgodzić na to, żeby zacząć chodzić do szkoły. Mnie osobiście ten pomysł też nie za bardzo się spodobał, ale to był naprawdę dobry sposób na to, by mieć cię na oku. Zapisaliśmy się do twojej grupy i zaczęliśmy chodzić na te same lekcje. Ciężko było się ogarnąć, bo rzuciliśmy szkołę w wieku siedemnastu lat…
- To w takim razie ile masz teraz? – spytałam.
- Dwadzieścia. – odpowiedział.
- Mówiłeś, że przenieśliście się do nas z innej szkoły – mówiłam dalej, nie zwracając uwagi na to, że okłamał mnie również w sprawie swojego wieku. To jednak nie było aż tak bardzo istotne. Były ważniejsze rzeczy niż to, że był ode mnie dwa lata starszy.
- Tak, wiem, kłamałem – odparł, przechodząc od razu do konkretów. – Nie miałem innego wyjścia.
- Korepetycje z matmy też pewnie nie były przypadkowe…
- Nie.
- Zrobiłeś to wszystko specjalnie. Udawałeś, że chcesz się zaprzyjaźnić, udawałeś miłego… - czułam jak w moich oczach zaczynają zbierać się łzy. Po prostu nie wierzyłam w to, co właśnie słyszałam. Czułam się oszukana, wykorzystana.
- Tylko na początku – próbował się usprawiedliwić.
- Jak mogłeś?! – krzyknęłam, po czym wstałam z łóżka i zaczęłam szybko kierować się w stronę drzwi. Nie zamierzałam dalej przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. – Pieprzony kłamca, fałszywy drań! – wrzeszczałam, nie mogąc opanować ogarniających mnie nerwów. Nienawidziłam być okłamywana, na pewno nie w taki sposób.
- Zaczekaj – zatrzymał mnie, chwytając mnie za ramię i uniemożliwiając wyjście. – Daj mi skończyć, chcę wyjaśnić ci wszystko, potem będziesz mogła mnie nienawidzić.
Policzyłam w myślach do dziesięciu i po paru chwilach byłam już nieco spokojniejsza.
- Masz dwie minuty, a potem zniknij z mojego życia raz na zawsze.
- On cię zabije, nie rozumiesz tego? – podniósł głos, zaciskając mocniej dłoń na moim ramieniu. Zabolało mnie to, więc szybko się odsunęłam.
- No i co z tego? Dlaczego tak bardzo cię to obchodzi? Dlaczego tak ci zależy? Skoro on nie odpuści, to jaki jest w ogóle sens tego wszystkiego? Zamierzasz chronić mnie przed nim do końca życia?
- To nie tak, posłuchaj. Wiem, że mógłbym odpuścić i pozwolić mu żeby się z tobą rozprawił, ale nie zrobię tego. Tak długo póki ja żyję, on cię nie skrzywdzi, Emilie. – powiedział, patrząc mi w oczy. Widziałam coś w rodzaju troski w jego spojrzeniu, ale nie uwierzyłam w to. Byłam pewna, że udawał. – Początkowo miałem odpuścić, nie chciało mi się obserwować cię na każdym kroku, ale naprawdę zaprzyjaźniłem się  tobą i wiedziałem, że nie mogę na to pozwolić. To on chciał cię potrącić na pasach kiedy wracałaś ze sklepu, pamiętasz? To on wysyłał ci smsy z groźbami. To on włamał się wtedy do twojego domu. Nie miałabyś szans, gdybym się wtedy nie zjawił. Nie wiesz do czego on jest zdolny.
To wszystko było tak pokręcone, że mój mózg miał problem z przyswojeniem wszystkiego co usłyszałam. Nadmiar informacji spowodował, że nie wiedziałam na czym powinnam się skupić.
- Czy „on” to Michael? – spytałam.
- Nie – zaprzeczył. – Michael to jego wspólnik, mówiłem ci, że nie musisz się go obawiać, bo nie jest groźny.
- To kim w takim razie jest „on”? – dopytywałem dalej.
- Dupkiem, który musi jak najszybciej zniknąć z twojego życia – odparł.
- Nie mogłeś powiedzieć mi tego na początku? Według ciebie ciągłe okłamywanie mnie, robienie ze mnie idiotki, było w porządku?
- Robiłem to dla twojego dobra.
Nie wytrzymałam dłużej, nie mogłam dalej stać i prowadzić z nim tej rozmowy twarzą w twarz. Wyminęłam go więc i szybko wybiegłam na zewnątrz, kierując się do drzwi wyjściowych. Nie martwiłam się o to jak dotrę do domu. Nie zależało mi na niczym. Jedyne czego pragnęłam to jak najszybsze opuszczenie tego miejsca.
- Co się stało? – usłyszałam głos Caluma, którego minęłam gdzieś na korytarzu.
Zignorowałam go jednak i dalej biegłam przed siebie. W końcu znalazłam się na zewnątrz. Zatrzymałam się na chodniku i próbowałam chociaż trochę się uspokoić. Zastanawiałam się nad tym jak dotrzeć do domu. Było późno, a moja dzielnica znajdowała się kilka kilometrów stąd. Jedyną deską ratunku była Natalie. Wyciągnęłam więc telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie mogłam zostać tu ani chwili dłużej. 


4 komentarze:

  1. A może Luke się w niej zakochał? :D Wgl jestem na 99% pewna, że tym największym chodzącym po świecie złem jest Ashton :D
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jakby mnie to nie zaskoczyło. Już dawno się wszystkiego domyslilam, ale to nie ważne. Mam nadzieję że Luke ochroni Em przed tym ,,kimś''.
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW niesamowite ;))) świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezbyt mnie to zaskoczyło, bo domyśliłam się tego, ale i tak rozdział świetny. Teraz tylko potwierdzenie, czy to Ash jest tym złym.
    Mam cichą nadzieję, że Luke zakochał się w Emilie.
    ~J.

    OdpowiedzUsuń