UWAGA! Ten rozdział jest chyba najważniejszy ze wszystkich,
które pojawiły się do tej pory. Od razu uprzedzam,że nie liczcie na nie
wiadomo ile akcji, ale kilka rzeczy, które do tej pory były zagadką,
teraz się wyjaśnią, więc poznacie już część prawdy.
- Emilie, co ty tutaj robisz?
Słysząc znajomy głos, kamień od razu spadł mi z serca.
Otworzyłam oczy i odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nic mi nie grozi. Jednak to
nie zmieniało faktu, że Luke powinien był mnie uprzedzić, że ktoś znajduje się
w środku, wtedy uniknęłabym niepotrzebnego strachu i paniki, których
doświadczyłam zaledwie kilka sekund temu.
- Raczej co ty tutaj robisz, Calum? – spytałam, będąc
zdziwiona jego obecnością równie bardzo jak on moją. Oboje przez następną
chwilę staliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem.
- No jak to co tutaj robię? – zironizował. - Mieszkam –
odpowiedział w końcu, wzruszając ramionami.
- Co? – zdziwiłam się.
Nie sądziłam, że Luke mieszka razem z nim; w sumie nie
wiedziałam, że on w ogóle ma swój dom. Przez ostatnie tygodnie żyłam w
przekonaniu, że mieszka z rodzicami gdzieś niedaleko mnie. Oczywiście jak
zwykle okazało się to być kolejnym kłamstwem z jego strony. Czy jakiekolwiek słowo,
które wyszło z jego ust w mojej obecności było prawdą? Zaczęłam szczerze w to
wątpić. Pieprzony kłamca.
- Czyli nic ci jeszcze nie powiedział – stwierdził,
ignorując mnie, po czym wycofał się i ponownie wrócił do pomieszczenia, w
którym znajdował się wcześniej. Od razu podążyłam za nim. Po chwili znalazłam
się w dużym salonie, w którym panował straszny bałagan.
- Mieszkacie tu sami? – spytałam zaciekawiona, rozglądając
się i wchodząc w głąb pomieszczenia gdzie zajęłam miejsce na dużej skórzanej
kanapie, tuż obok Caluma. Czekałam na odpowiedź z jego strony przez dłuższą
chwilę i w końcu uświadomiłam sobie, że nie zamierzał mi jej udzielać. – Hood,
ogłuchłeś, czy co? – odezwałam się w końcu, szturchając go w ramię, za które od
razu się złapał i spojrzał na mnie groźnie.
- Luke powinien zaraz wrócić – odparł cicho, odwracając
wzrok, po czym włączył wiszący na ścianie telewizor i zaczął skakać po
kanałach.
Nie dopytywałam dalej, ponieważ wiedziałam, że i tak nie uda
mi się wyciągnąć od niego żadnych informacji. Byłam pewna, że Hemmings kazał mu
trzymać gębę na kłódkę.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy przez następne dwadzieścia,
może trzydzieści minut. Zaczęło mnie to coraz bardziej drażnić, dlatego też
postanowiłam ponownie zacząć rozmowę.
- Nie pojawiliście się w naszej szkole przypadkowo, prawda?
– spytałam, zerkając na niego. Od razu dostrzegłam to jak żyła na jego czole
zaczęła pulsować, a jego dłonie mocniej się zacisnęły. Nie odzywał się, ale tym
razem postanowiłam nie dać za wygraną. Calum nie wyglądał na tak upartą osobę jak
Luke, więc był łatwiejszym celem do wyciągania informacji. – Odpowiedz, a
obiecuję, że o nic więcej już nie spytam. – dodałam, próbując dalej go
zachęcić. On natomiast głośno przełknął ślinę i przeniósł swój wzrok na mnie.
- Nie – odparł cicho, po czym ponownie zaczął wpatrywać się
w ekran telewizora.
- Wiedziałam – szepnęłam sama do siebie, wiedząc, że moje
przypuszczenia właśnie się potwierdziły.
- Chodziło mi o to, że nie odpowiem na twoje pytanie –
odezwał się po chwili, a ja od razu poczułam się strasznie rozczarowana. Już
byłam przekonana, że zagadka powoli zaczynała się rozwiązywać. Niestety jednak
wciąż pozostawałam bez odpowiedzi na dziesiątki pytań, które pojawiały się w
mojej głowie. Jedyne co mogłam w tej sytuacji zrobić, to czekać na powrót Luke’a,
który był kluczem do rozwikłania tej sprawy.
Westchnęłam zawiedziona i położyłam głowę kanapie. Nie
odzywałam się już więcej do Caluma, wiedząc, że i tak niczego się od niego nie
dowiem. Czas mijał coraz wolniej a ja z niecierpliwością czekałam aż Hemmings
wróci.
*
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą.
Już dawno powinnam była być w domu. Był środek tygodnia, więc rodzice zazwyczaj
nie zgadzali się na tak późne powroty. Wiedziałam, że będę mieć przez to
przechlapane. Już sama nie wiedziałam co gorsze; to, czy może fakt, że miałam
na karku jakiegoś psychopatę, który wciąż czyhał na moje życie.
Kiedy miałam już prosić Caluma o to, by odwiózł mnie do domu,
usłyszałam dźwięk samochodowego silnika na zewnątrz. Oznaczać to mogło tylko
jedno: wrócił. Wiedziałam, że czeka nas naprawdę poważna rozmowa, dlatego też
próbowałam zachować spokój i nie denerwować się zawczasu.
Po chwili wszedł do środka.
- Widzę, że się rozgościłaś – powiedział na wstępie, po czym
podszedł do kanapy i zajął miejsce pomiędzy mną a Calumem.
- A miałam jakieś inne wyjście? – spytałam retorycznie,
wywracając oczami. – Poza tym, dzięki za uprzedzenie mnie, że nie mieszkasz tu
sam, prawie padłam na zawał – prychnęłam, wskazując głową na Hooda.
- Daj spokój, Calum nie jest przecież taki straszny –
zaśmiał się Luke, szturchając w ramię swojego przyjaciela.
- Od jak dawna mieszkacie tutaj? – spytałam, ignorując jego
ani trochę nieśmieszny żart.
Oboje zerknęli na siebie jednocześnie, posyłając sobie
jakieś dziwne, znaczące spojrzenia.
- Od ponad roku – odparł Luke.
- Kłamiesz – stwierdziłam od razu.
- Dlaczego miałbym kłamać? – oburzył się.
- Bo ciągle to robisz, wszystko co mi mówiłeś nie było
prawdą, nie wiem nawet czy naprawdę nazywasz się Luke Hemmings – odpowiedziałam.
- Przykro mi, że oskarżasz mnie o takie rzeczy – udał
zasmuconego, lecz tak naprawdę widziałam, że moje słowa go nie ruszały.
Postawa, którą Luke przyjął w tamtej chwili strasznie mnie
irytowała. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie i arogancki w stosunku do mnie.
Wszystko próbował obrócić w żart, podczas gdy ta sytuacja ani trochę nie była
zabawna. Wręcz przeciwnie.
- A mnie jest
przykro, że masz mnie za idiotkę, wciskając mi te wszystkie bzdury i myśląc, że
w nie uwierzę – zdenerwowałam się i podniosłam nieco ton mojego głosu.
- Chyba czas jej wszystko powiedzieć, Luke – wtrącił się
Calum. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że to powiedział.
Hemmings jedynie westchnął.
- No dobra. – zgodził się w końcu, po czym wstał z kanapy i
wyciągnął dłoń w moim kierunku. Nie wiedziałam o co mu chodziło, więc posłałam
mu pytające spojrzenie. – Chodź ze mną. – powiedział, po czym chwycił moją rękę
i zaczął prowadzić mnie w kierunku schodów prowadzących na górę. – To co za
chwilę ci powiem jest naprawdę ważne, więc potrzebujemy spokojniejszego miejsca
na tą rozmowę – wyjaśnił, rozwiewając tym samym wszystkie wątpliwości, które
miałam.
- Ok – przytaknęłam, ściskając mocniej jego dłoń i idąc za
nim.
Coraz bardziej zaczynałam obawiać się tego, co zaraz miałam
usłyszeć. Nie wiedziałam, czego powinnam była się spodziewać. Prawda, którą
miałam poznać, może miała być bolesna, ale na pewno była lepszym wyjściem niż
dalsze okłamywanie mnie na każdym kroku. Miałam już dość życia w ciągłej
nieświadomości. Naprawdę chciałam się dowiedzieć co działo się nie tylko wokół
mnie, ale również i za moimi plecami.
Po chwili znaleźliśmy się pod drzwiami do jednego z pomieszczeń,
znajdujących się na piętrze. Kiedy weszliśmy do środka, zorientowałam się, że
musiał być to jego pokój. Wnętrze odzwierciedlało jego osobę; dominował tam
nieład i ciemne kolory. Z jednej strony było tam dość mrocznie, ale z drugiej
dość przyjemnie.
Luke zamknął za sobą drzwi, powodując, że spojrzałam na
niego, będąc lekko przerażona. On najwyraźniej od razu wyczuł mój strach.
- Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię – zapewnił mnie, nim
ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Przytaknęłam jedynie, po czym podeszłam do łóżka i usiadłam
na nim. Luke zajął miejsce na jednym z krzeseł, naprzeciwko mnie. Widziałam jak
bardzo zdenerwowany był; jego dłonie przez cały czas zaciśnięte były w pięści,
a wzrok błądził we wszystkich kierunkach, za wszelką cenę unikając mojego
spojrzenia.
- Możesz zacząć? – ponagliłam go, czując się coraz bardziej
zniecierpliwiona.
- Mam tylko jedną prośbę – odparł.
- Jaką? – spytałam.
- Nie przerywaj mi i wysłuchaj mnie do końca, ok? –
poprosił, a ja od razu skinęłam głową na znak, że się zgadzam.
- No dobra, zacznijmy więc od początku – wziął głęboki
wdech, po czym w końcu uraczył mnie swoim spojrzeniem. – Tamtej nocy, w ostatni
dzień wakacji, kiedy poszłaś z Natalie na imprezę…
- Skąd o tym wiesz?! – krzyknęłam zdzwiona, łamiąc tym samym
obietnicę, którą złożyłam mu dosłownie kilka sekund wcześniej.
Spojrzał na mnie groźnie.
- Mówiłem, nie przerywaj – powiedział lekko poirytowany moim
zachowaniem. – Kontynuując, gdybyś wtedy weszła do środka, gdybyś nie była tak
ciekawska, nic złego by ci teraz nie groziło – mówił dalej, a ja patrzyłam na
niego z zaciekawieniem. – Ale no nieważne, bo czasu przecież nie cofniesz.
Widziałaś dwóch facetów kradnących auto, prawda? – spytał, a ja skinęłam głową.
– Tak się składa, że jeden z nich to najgorsza gnida jaka chodzi po tej
planecie. To on cię porwał, to on chciał cię zabić. Gdybyś tylko wiedziała ilu
niewinnych ludzi przez niego zginęło. A wszystko po to, by to, czym on się
zajmuje, nie wyszło na jaw. Jeżeli ktoś przez całkowity przypadek staje się
świadkiem jego zbrodni, nie ma szans, by ten dupek odpuścił, dopóki tego kogoś
nie sprzątnie – zrobił, krótką pauzę, zastanawiając się pewnie nad odpowiednim
doborem słów. – Tak czy inaczej – kontynuował. – Jesteś jego celem już od kilku
tygodni. Idiota nadal myśli, że pójdziesz na policję i wszystko im wyśpiewasz.
A nie zamierzasz i nigdy nie zamierzałaś tego robić, prawda? – zapytał, na co
ja przytaknęłam. – No właśnie, ale on tego nie rozumie. Boi się, że to, czym
się zajmuje się wyda. Oczywiście gliny od dawna o tym wiedzą, ale nie udało im
się jeszcze go złapać.
Dałam mu sygnał, że chciałam coś powiedzieć. Nie mogłam
dalej wytrzymać, nie po tym co właśnie usłyszałam, a byłam pewna, że to dopiero
początek i za chwilę miałam poznać dalszą część.
- To ty mnie uratowałeś, prawda? – spytałam.
- Tak. Ja i Calum – odpowiedział.
- Dlaczego? Przecież mnie nie znałeś, byłam dla ciebie kimś
obcym, równie dobrze mógłbyś pozwolić, by on – kimkolwiek on jest – mnie zabił.
– mówiłam, czując, że mój głos zaczyna się łamać. Nadmiar emocji dał o sobie
znać.
- Nienawidzę kiedy giną niewinni ludzie – wyjaśnił. – Nie
mogłem przecież tak po prostu pozwolić, by ten popapraniec odebrał ci życie.
Przecież jesteś zwyczajną dziewczyną, która ma zwyczajne życie, nie zasługujesz
na to, żeby je stracić, tylko dlatego, że przypadkowo znalazłaś się w
niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie.
- Czyli ty i Calum nie pojawiliście się w naszej szkole
przypadkowo? – pytałam dalej.
- Nie – pokręcił głową. – To jest ta gorsza część, którą i
tak muszę ci powiedzieć, więc posłuchaj uważnie. – dodał, na co ja
przytaknęłam. – Na początku Calum nie chciał się zgodzić na to, żeby zacząć
chodzić do szkoły. Mnie osobiście ten pomysł też nie za bardzo się spodobał,
ale to był naprawdę dobry sposób na to, by mieć cię na oku. Zapisaliśmy się do
twojej grupy i zaczęliśmy chodzić na te same lekcje. Ciężko było się ogarnąć,
bo rzuciliśmy szkołę w wieku siedemnastu lat…
- To w takim razie ile masz teraz? – spytałam.
- Dwadzieścia. – odpowiedział.
- Mówiłeś, że przenieśliście się do nas z innej szkoły –
mówiłam dalej, nie zwracając uwagi na to, że okłamał mnie również w sprawie
swojego wieku. To jednak nie było aż tak bardzo istotne. Były ważniejsze rzeczy
niż to, że był ode mnie dwa lata starszy.
- Tak, wiem, kłamałem – odparł, przechodząc od razu do
konkretów. – Nie miałem innego wyjścia.
- Korepetycje z matmy też pewnie nie były przypadkowe…
- Nie.
- Zrobiłeś to wszystko specjalnie. Udawałeś, że chcesz się
zaprzyjaźnić, udawałeś miłego… - czułam jak w moich oczach zaczynają zbierać się
łzy. Po prostu nie wierzyłam w to, co właśnie słyszałam. Czułam się oszukana,
wykorzystana.
- Tylko na początku – próbował się usprawiedliwić.
- Jak mogłeś?! – krzyknęłam, po czym wstałam z łóżka i
zaczęłam szybko kierować się w stronę drzwi. Nie zamierzałam dalej przebywać z
nim w jednym pomieszczeniu. – Pieprzony kłamca, fałszywy drań! – wrzeszczałam, nie mogąc opanować ogarniających
mnie nerwów. Nienawidziłam być okłamywana, na pewno nie w taki sposób.
- Zaczekaj – zatrzymał mnie, chwytając mnie za ramię i
uniemożliwiając wyjście. – Daj mi skończyć, chcę wyjaśnić ci wszystko, potem
będziesz mogła mnie nienawidzić.
Policzyłam w myślach do dziesięciu i po paru chwilach byłam
już nieco spokojniejsza.
- Masz dwie minuty, a potem zniknij z mojego życia raz na
zawsze.
- On cię zabije, nie rozumiesz tego? – podniósł głos,
zaciskając mocniej dłoń na moim ramieniu. Zabolało mnie to, więc szybko się
odsunęłam.
- No i co z tego? Dlaczego tak bardzo cię to obchodzi?
Dlaczego tak ci zależy? Skoro on nie odpuści, to jaki jest w ogóle sens tego
wszystkiego? Zamierzasz chronić mnie przed nim do końca życia?
- To nie tak, posłuchaj. Wiem, że mógłbym odpuścić i
pozwolić mu żeby się z tobą rozprawił, ale nie zrobię tego. Tak długo póki ja
żyję, on cię nie skrzywdzi, Emilie. – powiedział, patrząc mi w oczy. Widziałam
coś w rodzaju troski w jego spojrzeniu, ale nie uwierzyłam w to. Byłam pewna,
że udawał. – Początkowo miałem odpuścić, nie chciało mi się obserwować cię na każdym
kroku, ale naprawdę zaprzyjaźniłem się
tobą i wiedziałem, że nie mogę na to pozwolić. To on chciał cię potrącić
na pasach kiedy wracałaś ze sklepu, pamiętasz? To on wysyłał ci smsy z
groźbami. To on włamał się wtedy do twojego domu. Nie miałabyś szans, gdybym
się wtedy nie zjawił. Nie wiesz do czego on jest zdolny.
To wszystko było tak pokręcone, że mój mózg miał problem z
przyswojeniem wszystkiego co usłyszałam. Nadmiar informacji spowodował, że nie
wiedziałam na czym powinnam się skupić.
- Czy „on” to Michael? – spytałam.
- Nie – zaprzeczył. – Michael to jego wspólnik, mówiłem ci,
że nie musisz się go obawiać, bo nie jest groźny.
- To kim w takim razie jest „on”? – dopytywałem dalej.
- Dupkiem, który musi jak najszybciej zniknąć z twojego
życia – odparł.
- Nie mogłeś powiedzieć mi tego na początku? Według ciebie
ciągłe okłamywanie mnie, robienie ze mnie idiotki, było w porządku?
- Robiłem to dla twojego dobra.
Nie wytrzymałam dłużej, nie mogłam dalej stać i prowadzić z
nim tej rozmowy twarzą w twarz. Wyminęłam go więc i szybko wybiegłam na zewnątrz,
kierując się do drzwi wyjściowych. Nie martwiłam się o to jak dotrę do domu.
Nie zależało mi na niczym. Jedyne czego pragnęłam to jak najszybsze opuszczenie
tego miejsca.
- Co się stało? – usłyszałam głos Caluma, którego minęłam
gdzieś na korytarzu.
Zignorowałam go jednak i dalej biegłam przed siebie. W końcu
znalazłam się na zewnątrz. Zatrzymałam się na chodniku i próbowałam chociaż
trochę się uspokoić. Zastanawiałam się nad tym jak dotrzeć do domu. Było późno,
a moja dzielnica znajdowała się kilka kilometrów stąd. Jedyną deską ratunku
była Natalie. Wyciągnęłam więc telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki, chcąc jak
najszybciej opuścić to miejsce. Nie mogłam zostać tu ani chwili dłużej.
A może Luke się w niej zakochał? :D Wgl jestem na 99% pewna, że tym największym chodzącym po świecie złem jest Ashton :D
OdpowiedzUsuń~A.
Tak jakby mnie to nie zaskoczyło. Już dawno się wszystkiego domyslilam, ale to nie ważne. Mam nadzieję że Luke ochroni Em przed tym ,,kimś''.
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
WOW niesamowite ;))) świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńNiezbyt mnie to zaskoczyło, bo domyśliłam się tego, ale i tak rozdział świetny. Teraz tylko potwierdzenie, czy to Ash jest tym złym.
OdpowiedzUsuńMam cichą nadzieję, że Luke zakochał się w Emilie.
~J.