Prędkość, z jaką się poruszaliśmy, z sekundy na sekundę była coraz większa. Spojrzałam przez szybę i jedyne co zobaczyłam to rozmazany obraz. Znajdowaliśmy się na jednej z autostrad, więc Luke śmiało mógł rozpędzać swoje auto do maksymalnej szybkości. Dziwiłam się jakim cudem w ogóle udawało mu się utrzymać panowanie nad samochodem, jadąc ponad dwieście kilometrów na godzinę. To było istne szaleństwo. Nie wiedziałam co robić. Siedziałam wbita w skórzany fotel, mocno wbijając w niego paznokcie. W końcu zamknęłam oczy, wiedząc, że to wszystko nie skończy się dobrze. Miałam naprawdę złe przeczucia. Obawiałam się najgorszego. Z moich oczu mimowolnie zaczęły wypływać łzy, spowodowane ogromnym strachem. Tak bardzo żałowałam, że wsiadłam z nim do tego samochodu, że w ogóle zgodziłam się na rozmowę z nim. To nie powinno się wydarzyć, a ja powinnam teraz siedzieć w swoim pokoju i odrabiać lekcje. Dlaczego byłam tak bardzo lekkomyślna i nieodpowiedzialna?
- Emilie, nie bój się – odezwał się Luke, nie odrywając ani na ułamek sekundy wzroku od drogi. Wiedział, że się bałam, próbował mnie zapewnić, że wszystko będzie dobrze, lecz bezskutecznie, ponieważ nie wierzyłam w to, co mówił.
Nie odpowiedziałam ani słowem, jedynie mocniej zacisnęłam wargi i w końcu podniosłam powieki. Spojrzałam w boczne lusterko i zobaczyłam, że samochód, który ścigał nas na początku, wciąż za nami jechał i wciąż znajdował się niebezpiecznie blisko nas. Próbowałam dojrzeć kto siedział za kierownicą, lecz utrudniały mi to przyciemnione szyby i prędkość z jaką się poruszaliśmy, w dodatku Luke co chwilę zmieniał pasy ruchu, wyprzedzając inne samochody.
Chciałam wypytać go o wszystko, czego nie zdążył mi wcześniej powiedzieć, ale przede wszystkim chciałam dowiedzieć się przed kim tak właściwie uciekaliśmy i dlaczego to robiliśmy. Byłam jednak doskonale świadoma tego, że to nie była odpowiednia pora na to, ponieważ rozpraszanie Luke’a mogło doprowadzić do tego, że spowodowałby wypadek. Dlatego postanowiłam to wszystko przeczekać. Nie miałam innego wyjścia. W duchu zaczęłam się modlić, byśmy jakimś cudem wyszli z tego cało. Przecież pościg nie mógł trwać w nieskończoność i prędzej czy później musiał się skończyć.
- Trzymaj się teraz mocno – Luke poinformował mnie, i zanim ja zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, gwałtownie skręcił w lewo, wjeżdżając w jakąś boczną uliczkę. Zapiszczałam ze strachu, nie wiedząc co się działo. Zakręt był tak ostry, że gdyby nie pas, którym przypięta byłam do siedzenia, nie skończyłoby się to dla mnie dobrze.
Luke zmniejszył prędkość, ponieważ ulice, którymi się przemieszczaliśmy były wąskie i kręte, co uniemożliwiało mu rozpędzenie samochodu tak jak na kilkupasmowej autostradzie.
Wciąż byłam w ogromnym szoku i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Patrzyłam tylko na miejsca, które mijaliśmy i zdawałam sobie sprawę z tego, że nie miałam pojęcia gdzie się znajdowaliśmy. Nie rozpoznałam żadnego budynku, niczego. Miałam wrażenie, że już opuściliśmy Los Angeles. Ponownie zerknęłam w boczne lusterko, i ku mojemu zdziwieniu, nie widziałam już samochodu, który wcześniej nas ścigał. Zgubienie go na autostradzie graniczyło z cudem, ale teraz, kiedy poruszaliśmy się zwykłymi drogami, nie było to najwyraźniej aż tak bardzo trudne.
Po parunastu minutach wyjechaliśmy ze strefy podmiejskiej i mogłam powiedzieć, że znaleźliśmy się na jakimś odludziu. Wokół nas nie było żadnych budynków, ludzi, nawet samochody nie jeździły po drodze. Ogarnęło mnie przerażenie, ponieważ naprawdę nie lubiłam przebywać w miejscach, których nie znałam.
W końcu skręciliśmy w drogę prowadzącą w głąb lasu i kiedy przejechaliśmy kilkadziesiąt metrów, Luke zatrzymał samochód. Pomimo tego, że staliśmy w miejscu, on wciąż trzymał ręce zaciśnięte mocno na kierownicy i wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Najwidoczniej sam również wciąż pozostawał w szoku. Nie dziwiłam mu się, ponieważ gdybym to ja zamiast niego siedziała za kierownicą przez ostatnią godzinę, na pewno oboje bylibyśmy już martwi.
Na dworze zaczynało się już ściemniać, więc kiedy Luke wyłączył światła, wokół nas zaczął panować półmrok, powodujący ciarki na moim ciele. Nie dość, że byłam na jakimś odludziu, to jeszcze w dodatku w ciemnościach.
- Mówiłem, że nic nam nie będzie – odezwał się w końcu po kilku minutach siedzenia w całkowitym milczeniu. Odpiął swój pas i rozluźnił się nieco. Jedną dłonią otarł krople potu, które pojawiły się na jego czole, a drugą dłonią sięgnął do kieszeni, z której po chwili wyjął paczkę papierosów. Nie wiedziałam, że palił. Nigdy wcześniej nie robił tego przy mnie. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę z tego jak dużą zagadką był Luke Hemmings i jak wielu rzeczy o nim nie wiedziałam.
Odpalił papierosa, po czym mocno się zaciągnął i wypuścił dym z ust. Na szczęście otworzył okno, bo przysięgam, że inaczej bym się tam udusiła. Nienawidziłam tego smrodu, ale widziałam jak bardzo go to odprężało i zmniejszało jego stres, więc nie zamierzałam mu przerywać.
- Wybacz, że do tego doszło. Nie sądziłem, że będą nas ścigać – powiedział, w końcu odwracając się w moją stronę.
- Powiesz mi kto nas ścigał? – spytałam. Musiałam odkaszlnąć kilka razy, ponieważ czułam w gardle niesamowitą suchość.
- Nie – pokręcił głową. – Lepiej, żebyś nic o nim nie wiedziała, to dla twojego dobra, uwierz.
A ten znowu swoje. Miałam serdecznie dość tekstów typu „to dla twojego dobra”. Nie chciałam jednak ponownie wdawać się z nim w kłótnie, więc musiałam opanować ogarniające mnie zdenerwowanie. Poza tym bałam się, że jeśli go wkurzę, to wyrzuci mnie z samochodu i zostawi samą w środku lasu, znajdującego się na jakimś pustkowiu, nie wiadomo jak bardzo oddalonym od jakiejkolwiek cywilizacji.
- Zanim zaczęli nas ścigać, zamierzałeś mi coś powiedzieć – postanowiłam zmienić temat. Miałam nadzieję, że nie będzie protestował i dalej będzie kontynuował zaczętą wcześniej rozmowę.
- Później o tym pogadamy – odparł. – Mamy teraz większe problemy – dodał.
- Jakie? – spytałam zdziwiona, nie do końca wiedząc o co mu chodziło.
- Na przykład takie, że nie wiem jak mam cię odwieźć do domu, jestem pewien, że jeśli się stąd ruszymy, znów nas znajdą – wyjaśnił, marszcząc przy tym brwi, jakby cały czas nad czymś rozmyślał.
- Możemy jeszcze trochę poczekać, aż w końcu oni, kimkolwiek są, może sobie odpuszczą – powiedziałam, choć sama nie do końca wierzyłam we własne słowa. Nie dopytywałam również Luke’a o to, co ukrywał. Zazwyczaj byłam wyjątkowo wścibska i ciekawska, jednak tym razem jakoś udało mi się to przezwyciężyć.
- Nie odpuszczą. On nigdy nie odpuszcza – odparł, kładąc nacisk na słowo „on”. Spowodował, że jeszcze bardziej chciałam dowiedzieć się kim była ta osoba, ale wiedziałam, że muszę trzymać język za zębami, jeśli nie chcę być wyrzucona na zewnątrz i zostawiona na pastwę losu. Chociaż szczerze mówiąc, nie wiedziałam, czy Luke byłby zdolny zrobić mi coś takiego. Był nieprzewidywalny, to fakt, ale do takiego czynu może by się nie posunął.
- Więc jaki jest plan? – spytałam.
- Nie ma planu, na razie czekamy i zobaczymy co potem – odpowiedział.
- Oby tylko udało się wrócić przed dziesiątą, bo inaczej moi rodzice wpadną w panikę i to nie skończy się dobrze. – powiedziałam już raczej sama do siebie, ściszając nieco swój ton głosu i odwracając głowę w stronę okna.
Na dworze zdążyło zrobić się już całkowicie ciemno, więc nie widziałam zupełnie nic. Gdybym była tutaj sama, bez Luke’a siedzącego na fotelu obok, prawdopodobnie umarłabym ze strachu. Nie lubiłam ciemności, od dziecka zawsze zasypiałam przy zapalonej lampce, a przebywanie w środku lasu, bez jakiegokolwiek źródła światła, było dla mnie najgorszym koszmarem.
Przymknęłam powieki i próbowałam się uspokoić. Po tym wszystkim co przeszłam przez ostatnie godziny, poczułam się niesamowicie wyczerpana, dlatego też nie kontrolując tego, powoli zaczęłam zasypiać. Kiedy czułam, że na dobre pogrążam się we śnie, usłyszałam warkot silnika.
- Kurwa, jak oni nas tutaj znaleźli! – krzyknął Luke, po czym pospiesznie odpalił samochód i ruszył przed siebie.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale kiedy zerknęłam w lusterko zauważyłam parę świateł podążających za nami, co mogło oznaczać tylko jedno.
Szybko zapięłam swój pas, który miał zapewnić mi choć trochę bezpieczeństwa i przeniosłam swój wzrok na rozciągający się przed nami las. Luke co chwilę skręcał w coraz to nowe drogi, powodując, że musiałam mocno trzymać się swojego siedzenia. Jego działania przyniosły jednak dobry skutek, ponieważ już po kilkunastu minutach znów udało nam się zgubić podążające za nami auto.
Ponownie znaleźliśmy się w mieście i teraz byłam już pewna tego, że było to Los Angeles. Przejeżdżaliśmy dokładnie tą samą drogą, którą kiedyś jechaliśmy, gdy zmuszona byłam spędzić noc w samochodzie Luke’a po tym, jak ktoś włamał się do mojego domu. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tamtego wieczoru, który próbowałam wyrzucić ze swojej pamięci na dobre. Mijaliśmy bar, w którym jedliśmy naleśniki, i w którym spotkaliśmy Michaela.
Cholera, może to wszystko ma związek z nim? Może to on nas ścigał?
- Michael jest w to zamieszany? – spytałam, nie mogąc dłużej usiedzieć cicho. Poza tym widziałam, że Luke nie był już tak bardzo zdenerwowany jak wcześniej, dlatego uznałam, że nie zaszkodzi zapytać.
- Tak – skinął głową. – Ale on jest nieszkodliwy, to nie przed nim właśnie uciekamy – dodał.
- To przed kim w takim razie?
- Przed kimś o wiele gorszym – odpowiedział, ponownie przyspieszając.
Nie dopytywałam dalej, ponieważ wiedziałam, że nie ma to żadnego sensu. Hemmings nie miał zamiaru zdradzić mi, kto siedział za kierownicą samochodu, przed którym uciekaliśmy przez ostatnie kilka godzin.
W końcu Luke całkowicie zaczął zwalniać. Po paru chwilach zatrzymał się pod jednym z domów i zaczął szukać czegoś w kieszeniach swojej jeansowej kurtki, z której następnie wyjął klucze i rzucił je w moją stronę.
- Trzymaj i posłuchaj uważnie – nakazał, mówiąc poważnym głosem. – Wysiądziesz teraz z samochodu i szybko pobiegniesz do drzwi tego domu – wskazał palcem na budynek, pod którym staliśmy. – Wejdziesz do środka i spokojnie poczekasz aż wrócę, okej?
Czy on sobie ze mnie żartuje?
- Zwariowałeś? – zdziwiłam się. – Mam iść sama do jakiegoś obcego domu?
- Emilie, to mój dom – odpowiedział, na co ja szeroko otworzyłam oczy. – Wrócę za godzinę, a teraz idź już, bo naprawdę nie mamy czasu.
Sama nie wiedząc dlaczego, ale zaufałam mu. Otworzyłam drzwi i wysiadłam na zewnątrz. Nie odwracając się za siebie, zaczęłam biec w kierunku wejścia do środka budynku. Po chwili stałam już w progu i próbowałam trafić kluczem w zamek, by móc otworzyć drzwi. Przychodziło mi to jednak z ogromnym trudem, ponieważ moje ręce trzęsły się tak bardzo, że utrzymanie w nich czegokolwiek, było dla mnie nie lada wyzwaniem. W końcu jednak po paru nieudanych próbach udało mi się wejść do środka. Zauważyłam, że wewnątrz paliło się światło. Zdziwiło mnie to, ponieważ Luke powiedział, że to jego dom. Bałam się ruszyć z miejsca; stałam przy drzwiach jak sparaliżowana, czekając na to co zaraz się wydarzy. Wiedziałam, że nie byłam tam sama. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki. Wstrzymałam oddech i zamknęłam oczy, czekając na najgorsze.
- Emilie? Co ty tu robisz?
______
tylko jeden dzień spóźniena z rozdziałem, to już jakiś progres, bo ostatnio spóźniłam się ponad tydzień.
więc, jak myślicie, kogo Emilie zobaczyła na końcu? :D
haha jak ja lubię zostawiać was w takiej niepewności XD
mam nadzieję, że rozdział się podoba :D
love ya x
Aaaale emocje... Ej, no! Czemu w takim momencie?! To pewnie Calum był w środku, no bo kto inny? Chociaż znając Ciebie to wszystkiego się można spodziewać ;)
OdpowiedzUsuńDo następnego <3
Szalony wyścig! Czyżby Ash ich ścigał? A w domu to pewnie Calum ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział <3
~A.
Myślę, że spotkała tam Caluma, a ścigał ich Ash :).
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;).
~J.
Jeeenyyy!!! W takim momencie ?!! ;oo Jezu to jest niesamowite, świetny rozdział. :)
OdpowiedzUsuń